Pokonać samotność

Urodzony w 1978 roku Jake Johnson, aktor znany przede wszystkim z serialu „Jess i chłopaki” (2011-2018), ale także z takich filmów jak „Na własne ryzyko” (reż. Colin Trevorrow, 2012), „Kumple od kufla” (reż. Joe Swanberg, 2013) czy wreszcie „Kochaj życie” (reż. Trent O’Donnell, 2021), od lat nosił się z zamiarem nakręcenia utworu, który – jak przekonywał potencjalnych inwestorów – miał być połączeniem „Drabiny Jakubowej” (reż. Adrian Lyne, 1990) z „Trzema facetami z Teksasu” (reż. Wes Anderson, 1996). Gdy wybuchła pandemia koronawirusa, która odseparowała od siebie ziemian poprzez zamknięcie ich w domach, wziął się do roboty. Najpierw napisał scenariusz, a następnie wyreżyserował „Samodzielność” (2023). To stosunkowo udany debiut, który, owszem, jest mieszanką, ale raczej „Hrabiego Zarowa” (reż. Ernest B. Schoedsack, Irving Pichel, 1932) z „Truman Show” (reż. Peter Weir, 1998).

Los Angeles, Kalifornia. Tommy (Johnson), „singiel, bezdzietny, bez zobowiązań”, a do tego sprawny fizycznie, pracuje jako administrator sieci komputerowej. Każdego dnia budzi się punktualnie o 7:00. Zanim uda się do biura, ćwiczy na rowerze stacjonarnym, oglądając przy tym stare westerny. Niedawno zerwała z nim Theresa (Natalie Morales; autorka „Lekcji języka” z 2021 roku), z którą spędził – i to dosłownie – pół życia. Z rozstania wciąż się nie otrząsnął, o czym świadczy zdjęcie kobiety stojące na szafce nocnej. Wracając do domu, zahacza o ulubiony bar, by wypić drinka. Istny chomik w kołowrotku.

Któregoś popołudnia zatrzymuje się przed nim limuzyna, do której zaprasza go niejaki Andy Samberg (grający samego siebie Andy Samberg). Zaintrygowany Tommy wskakuje do środka. W samochodzie dowiaduje się, że został zaproszony do wzięcia udziału w transmitowanym w dark webie programie typu reality, w którym wygrać można milion dolarów. Mężczyzna, nie mając nic do stracenia i ku zaskoczeniu interlokutora, godzi się na przystąpienie do rozgrywki, a od jej organizatorów dowiaduje się, że aby zgarnąć pieniądze, musi po prostu przetrwać. W całym tego słowa znaczeniu. Jeśli przez trzydzieści dni nie da się zabić polującym na niego łowcom, zdobędzie główną nagrodę. Tommy wnet dostrzega lukę w zasadach – wystarczy bowiem, że będzie przebywał wśród innych osób, a włos mu z głowy nie spadnie.

Sęk w tym, że nikt z jego rodziny – ani matka (Nancy Lenehan), u której skądinąd mieszka, ani jego siostry (Emily Hampshire i Mary Holland), ani tym bardziej jego szwagier (Daryl J. Johnson) – nie wierzy w tę historię. Tommy nie może liczyć na pomoc najbliższych. Oparcie znajduje w postaci Jamesa (Biff Wiff), lokalnego kloszarda, którego zaprasza pod swój dach (a właściwie swojej matuli). Panowie zaczynają przebywać ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chcąc spiknąć się z pozostałymi uczestnikami rywalizacji, Tommy umieszcza ogłoszenie w sieci, na które odpowiada Maddy (Anna Kendrick z „Najdroższej Alice” Mary Nighy z 2022 roku). Ona i on postanawiają się spotkać, a potem – by zwiększyć szanse w pojedynku z myśliwymi – trzymać się razem.

Wprawdzie „Samodzielność” to na pierwszy rzut oka interesujące kino, ale nie sposób nie dostrzec tego, iż cierpi ono na pewien nadmiar. Jego twórca popełnia kardynalny błąd – dość powszechny zresztą w przypadku nowicjuszy – pragnąc opowiedzieć o wszystkim naraz. A wszak co za dużo, to niezdrowo. Jest to zatem historia mającego trudności z wyrażaniem emocji oraz izolującego się od otoczenia zrzędy (nic dziwnego, że specjalizujący się w tego typu kreacjach Johnson obsadził się w roli Tommy’ego), który pod wpływem okoliczności otwiera się na adamowe plemię. Bohater, opuściwszy strefę komfortu, dba zaiste o własną skórę, ale równocześnie bierze odpowiedzialność za tych, z którymi obcuje. Mowa i o Jamesie, i o Maddy.

Problem w tym, że to także opowieść o facecie, który osacza. Nie dość, że co rusz wystaje pod drzwiami byłej partnerki, to jeszcze narusza przestrzeń dopiero co poznanej kobiety, uzurpując sobie prawo do jej prywatności. Samotność doskwierała mu dotąd do tego stopnia, że gdy tylko nadarza się okazja, by zbudować z kimś jakąś relację (pal licho, czy romantyczną, czy nie), to Tommy oczekuje oddania mu się w stu procentach. Jasne, na takie zachowanie pozwala mu okryta przezeń dziura w regułach morderczej zabawy, w której partycypuje, ale nie da się nie czytać jego słów i gestów szerzej, a więc w kontekście toksycznych związków. „Powinniśmy spędzić wspólnie każdą chwilę” – mówi do Maddy, przekraczając wszelkie granice. Gdzieś na marginesie jest to także anegdota o straumatyzowanym dużym chłopcu, którego w wieku nastoletnim porzucił ojciec (Christopher Lloyd), lecz ten wątek należy do najmniej ciekawych i najgorzej poprowadzonych w całym filmie.

Tym, co długo wydaje się najbardziej intrygujące w „Samodzielności”, jest, by tak rzec, ontologiczny status zaanonsowanego przez Samberga reality show. Czy faktycznie w odmętach Internetu odbywa się transmisja, której widownia śledzi poczynania Tommy’ego, czy to pic na wodę? Albo inaczej: czy protagonista naprawdę wierzy, że jest gwiazdą tajemniczego programu, w którym – jak stwierdza – może paść ofiarą niebezpiecznych ninja, czy to jego reakcja obronna wywołana stresem i poczuciem opuszczenia? Oszalał, co sugerują członkowie jego rodziny, czy popadł w depresję spowodowaną odejściem Theresy? Te pytania nasuwają się same. Odpowiedzi – przynajmniej do pewnego momentu – wskazują na to, że wszystko dzieje się w głowie Tommy’ego. Szkoda zatem, że w finale Johnson – w przeciwieństwie do Trevorrowa, który w „Na własne ryzyko” pozostawił kwestię podróży w czasie otwartą – tak wiele widzowi wyjaśnia. Cóż, nadmiar. Czasami od przybytku głowa jednak boli.

Recenzja filmu Samodzielność (Self Reliance); reż. Jake Johnson; USA 2023; 89 minut