Sygnalistka

Aresztowano ją 3 czerwca 2017 roku. Miała wtedy niespełna dwadzieścia sześć lat i – jak na swój wiek – bardzo duże doświadczenie zawodowe. Odbywszy służbę w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych i wciąż mając dostęp do informacji niejawnych, rozpoczęła pracę jako tłumaczka w firmie zakontraktowanej przez Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (biegle władała trzema językami irańskimi). Oskarżono ją o wyniesienie z biura tajnych papierów oraz przekazanie ich mediom. Chodzi o opublikowany przez portal The Intercept raport potwierdzający, jakoby Rosjanie – poprzez hakowanie zarówno serwerów Demokratów, jak i oprogramowania używanego do przeprowadzania głosowania – maczali palce w amerykańskich wyborach prezydenckich, które zakończyły się zwycięstwem Donalda Trampa. Czternaście miesięcy później skazano ją – na mocy ustawy o szpiegostwie z 1917 roku – na nieco ponad pół dekady pozbawienia wolności (to notabene najdłuższy wyrok, jaki wydano w USA za rozpowszechnianie poufnych dokumentów), w związku z czym stała się pierwszą sygnalistką, którą wsadzono do więzienia za rządów ówczesnego gospodarza Białego Domu. Prokuratura nie pozostawiła na niej suchej nitki, nazywając ją zdrajczynią, która nienawidzi swojego kraju, oraz czołową wroginią publiczną, a następnie odseparowując ją od społeczeństwa. W drugiej połowie czerwca 2021 roku, a więc po czterech latach od dnia ujęcia, opuściła zakład karny za wzorowe zachowanie podczas odsiadki i przeszła do ośrodka przejściowego.

Ta historia wydarzyła się naprawdę, a jej bohaterką jest niejaka Reality Winner, której losy posłużyły dramatopisarce i reżyserce Tinie Satter do zrealizowania sztuki „Is This a Room”, wystawianej najpierw na off-Broadwayu, a potem już na Broadwayu. Ten dość enigmatyczny tytuł stanowi nawiązanie do kuriozalnego zdania wypowiedzianego przez jednego z funkcjonariuszy w trakcie zatrzymania Winner w jej domu w Auguście w stanie Georgia („Czy to jest pokój?” – miał rzucić ktoś, wchodząc do pomieszczenia, w którym młoda kobieta odpowiadała na pytania agentów Federalnego Biura Śledczego). Tak się składa, że Satter w całości oparła swój spektakl nawet nie tyle na faktach, co na transkrypcji tego przesłuchania, słowo w słowo przenosząc je na deski nowojorskich teatrów. Utwór, przyjęty z entuzjazmem tak przez widownię, jak i przez krytykę, autorka przełożyła na język kina – którym operuje skądinąd znakomicie, tym bardziej że jest na tym polu debiutantką – przygotowując jego adaptację, a mianowicie film „Reality” (2023) z wprost rewelacyjną Sydney Sweeney w roli głównej.

„Reality” opiera się na tym samym koncepcie, co „Is This a Room”, przez co błyskotliwemu dziełu blisko do dokumentu spod znaku cinéma vérité (dwuznaczność tytułu jest w tym przypadku na wskroś wspaniała – odnosi się wszak nie tylko do imienia protagonistki, ale również do chwytanej przez kamerę rzeczywistości). Audiowizualny zapis tego, co wydarzyło się feralnego 3 czerwca 2017 roku, ogląda się jak na szpilkach. Reżyserka doskonale operuje napięciem – potęgowanym przez niepokojącą ilustrację muzyczną – które w istocie generuje tu samo życie. Pauzy, chrząknięcia, zająknięcia – to wszystko składa się na horror, którego doświadcza panna Winner, mierząc się z facetami z FBI, reprezentowanymi w znacznej mierze przez Justina Garricka (Josh Hamilton) i Wallace’a Taylora (Marchánt Davis).

To oni witają Reality przed jej budynkiem, gdy ta wraca z zakupów. Obaj zrelaksowani i ubrani jak typowi Amerykanie wybierający się na grilla do znajomych. Zanim przejdą do sedna, prowadzą z dziewczyną niezobowiązującą pogawędkę. Parę myśli na temat zwierząt, garść komentarzy dotyczących stosunku do broni i uroków sąsiedztwa. Wszystko w porządku? Wszystko w porządku. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Pod powierzchnią aż się gotuje. Sytuacja jest nerwowa, wręcz nie do zniesienia. Panowie raz po raz napomykają coś o nakazie przeszukania jej mieszkania, samochodu i telefonu, ale gdy go wreszcie pokazują, mija niemal połowa trwającego zaledwie półtorej godziny filmu (nikt nie czyta oskarżonej jej praw, nie pojawia się sugestia, że potrzebuje obrońcy). W artykułowanych przez nich zdaniach przewija się komunikat, jakoby chodziło o niewłaściwe gospodarowanie tajnymi informacjami. Czy Reality wie, o co tu biega? Wiele – zwłaszcza zaś wyraz jej twarzy – wskazuje na to, że nie. Spowiada się przed śledczymi z tego, że kilkakrotnie faktycznie złamała procedury, ale nigdy na tyle poważnie, by ponieść konsekwencje. Zimno. To, o czym mówi Winner, nie jest przedmiotem dochodzenia.

Co w takim razie jest? Reality o nic nie pyta. Nie wnosi żadnego sprzeciwu. Nie jest ani agresywna, ani nawet zniecierpliwiona. Żartuje i wykazuje troskę o swoich pupili: psa, który nie lubi mężczyzn, i kota, a to leżącego na łóżku, a to pod nim. Jawi się jako osoba bystra, kontaktowa, bezpośrednia. Relacjonuje swoje życie. Opowiada o kursach jogi, które prowadzi, i o ćwiczeniach, jakie wykonuje, by wyglądać tak, jak wygląda. Nigdy, wbrew pozorom, nie traci czujności, choć wie, że im dalej detektywi brną, tym bliżej są prawdy. Te rozmowy o niczym nie usypiają również uwagi odbiorcy. Emocje sięgają momentami zenitu, co potęgują bliskie plany, zdejmowane przez rozdygotany obiektyw w czterech ścianach domu (czy to jest pokój?), co z kolei wywołuje uczucie klaustrofobii. Nawarstwienie kwestii podejmowanych przez Garricka i Taylora zaczyna przytłaczać, nie tylko samą zainteresowaną, ale i widza.

I choć doskonale wiadomo, o co toczy się stawka, Satter do samego finału – do czego zmusza ją zresztą transkrypcja – nie odsłania kart, a to cenzurując część wypowiedzi, a to subiektywizując nieco narrację. Sęk w tym, że nieuniknione musi nadejść. Tak jak zmienia się tonacja obrazu, tak też ewoluuje bohaterka, z każdą sceną coraz bardziej rozchwiana, genialnie interpretowana przez Sweeney, która gra tu i głosem, i ciałem. Reality w końcu pęka, a jedyną rzeczą, o którą się wtedy martwi, jest przyszłość jej zwierząt. Satter, świadoma tego, że przenosi na ekran głośną i powszechnie znaną sprawę, tak prowadzi Garricka i Taylora, że właściwie od początku jasne jest, iż oni wszystko wiedzą. Po co w takim razie cała ta szopka? Agentom zależy na tym, by dowiedzieć się, dlaczego zrobiła to, co zrobiła. Reżyserka nie opowiada się po żadnej ze stron, ale pokazuje, jak działa aparat państwa wrogo nastawionego do obywateli. W tym kameralnym dramacie, oglądanym niczym najwyższej klasy thriller – a przecież to odzwierciedlenie realnej rozmowy, która, czytana na przykład w gazecie, mogłaby być okropnie nudna – odbija się tragedia jednostki skonfrontowanej z siłami administracji federalnej, przerażonej nie tyle potencjalnym atakiem Rosjan na demokrację, co wyciekiem dokonanym przez sygnalistkę. Świetne kino.

Recenzja filmu Reality; reż. Tina Satter; USA 2023; 83 minuty