Marzenia i obowiązki
Gdy nastoletnia Bambi (Kiernan Shipka) – w skrócie Bea – zapadłszy w śpiączkę, trafia do szpitala, nad jej łóżkiem gromadzi się cała familia. W tym gronie są jej neuroróżnorodni rodzice, czyli Sharon (Samantha Hyde; aktorka w spektrum autyzmu) i Derek (Dash Mihok), na tle reszty gromadki ludzie nad wyraz opanowani. Są też obie babcie, kobiety – mówiąc oględnie – niepałające do siebie sympatią. Stronę matki reprezentuje Peg (Jean Smart), stronę ojca natomiast – Loretta (Jacki Weaver). Jest też histeryczne i helikopterowe wujostwo, a zatem ciotka Joy (Alexandra Daddario) oraz jej mąż Ben (Reid Scott). Raz na jakiś czas przez salę przewijają się Nia (Kannon Omachi), najlepsza przyjaciółka dziewczyny, a także Ethan (Charlie Plummer), chłopak Bambi. Sporo osób, wszystkie ważne. Jakby tego było mało, jest jeszcze Mary (Erika Alexander), pracownica opieki społecznej, która próbuje się dowiedzieć, jak w ogóle doszło do tego, że Bea znalazła się w takim położeniu.
Bea również chce rozwikłać tę zagadkę. W prowadzonej ponad kadrem narracji wraca do dalekiej przeszłości, by – po nitce do kłębka – dotrzeć do prawdy. Rekonstruując swoje życie, pannica cofa się nawet nie tyle do dnia swoich narodzin, co do momentu, w którym poznali się jej staruszkowie, nie szczędząc widzowi szczegółów koniecznych do zrozumienia tej historii. Otóż część mózgu jej matki nie ukształtowała się w pełni, zaś umysł jej ojca, który w dzieciństwie uległ wypadkowi, zatrzymał się na pewnym etapie. Sharon i Derek ślub wzięli dość niespodziewanie i w tajemnicy przed bliskimi. Gdy sprawa wyszła na jaw, Peg optowała za rozwodem, z kolei bogobojna Loretta, niepochwalająca rozstań w takim stylu, skłaniała się raczej ku sterylizacji nowożeńców. Teściowie zgadzali się co do tego, że prokreacja nie wchodzi w grę. Nim jakakolwiek decyzja zapadła, w 2002 roku na świat przyszła Bea. Świeżo upieczeni rodzice zamieszkali w Van Nuys w Kalifornii, pod jednym dachem z Peg oraz jej mężem Earlem (Brad Garrett), którzy pomagali im w opiece nad noworodkiem. Bea robiła się starsza, a Sharon i Derek – nieubezwłasnowolnieni wszak przez nikogo – zaczęli odczuwać potrzebę przeprowadzki. Jak postanowili, tak zrobili. Przenieśli się do Las Vegas, sprawiając tym samym, że dzieciństwo ich córki nie było zwyczajne.
Mieszkanie w furgonetce na polu kempingowym czy nauka jazdy samochodem w wieku dziesięciu lat to nic w porównaniu z tym, z czym Bea (w jej młodsze oblicze wciela się rezolutna Ryan Kiera Armstrong) mierzyła się na co dzień. To ona zajmowała się matką i ojcem, ją czesząc i ubierając do pracy, jemu przypominając o uregulowaniu rachunków. Gdy jej rówieśnicy pławili się w niczym nieskrępowanej beztrosce, ona rozwijała się w ponadprzeciętnym tempie, stając się wreszcie nastolatką – jak sama mówi – „żonglującą pracą, nauką i opieką nad rodzicami”.
I tak oto Bea, stojąc u progu dorosłości, jest już w istocie dorosła. Uczy się bardzo dobrze (jest ponadto rewelacyjną biegaczką), po szkole czyści baseny, a po skończeniu roboty wraca do domu, by posprzątać bałagan pozostawiony przez matkę i ojca oraz przygotować ich na kolejny poranek. Przez niemal całą dobę jest na pełnych obrotach, znajdując przy tym czas na spotkania z kumpelą i partnerem. Funkcjonuje w przeciętnych warunkach, mierząc się przez to z docinkami bogatszych od niej kolegów i koleżanek z klasy. Ma problem z komunikowaniem się z innymi ludźmi, bywa niezręczna, gdy rozmawia ze znajomymi, a jednocześnie ma język na tyle cięty, że potrafi w mig rzucić ripostą, która w pięty idzie każdemu, kto z nią zadrze. Ma twardą skórę, twardszą od otaczających ją licealistów, a jej iloraz inteligencji wynosi 140. Jest młodą geniuszką, ale fakt, że egzystuje w takich, a nie w innych okolicznościach, każe jej zapomnieć o wyższej edukacji. Kto zajmie się jej rodzicami, jeśli wyjedzie na studia? Tym pytaniem Bea zadręcza się raz po raz, świadomie rezygnując z marzeń i wybierając obowiązek, jaki na niej spoczywa.
Film „Po prostu żyj” (2022), reżyserski debiut Matta Smuklera, to inspirowana prawdziwymi wydarzeniami opowieść o dojrzewaniu w niełatwych realiach, zbudowanych na niepokoju, chaosie i trosce o przyszłość następnych pokoleń. To historia o pełnoletnich, którzy wciąż są dziećmi, i odwrotnie. Ale to także przekaz o sile miłości, która tkwi tu w każdym z osobna: od zwaśnionych babć przez zdeterminowanych Sharon i Dereka, chcących przychylić – chwilami wręcz dosłownie, tak bardzo są religijni – nieba swej ukochanej córce, aż po nią samą, Bambi, dziewczynę niewyobrażającą sobie wychowywania się w innym domu (widząc, jak wujostwo chucha i dmucha na własne potomstwo, protagonistka woli powrót na stare śmieci).
Bea daje odbiorcy wgląd w losy tej jakże ekscentrycznej familii, definiowanej nie przez pryzmat niepełnosprawności, a poprzez drzemiące w niej emocje. Smukler zręcznie łączy kino szkolne, w którym na pierwszy plan wysuwają się inicjacyjne dramaty, z ujmującą anegdotą o doświadczeniach wręcz granicznych (całości blisko w związku z tym do recenzowanego tu obrazu „CODA” Siân Heder z 2021 roku). Bywa to wszystko i wzruszające, i zabawne (zwłaszcza dzięki świetnemu komediowemu wyczuciu Shipki). Jest tu też sporo optymizmu, co awizuje prolog przedstawiający biegnącą bohaterkę, skąpaną w słońcu Nevady i wolną jak ptak. „Mój świat różni się od twojego” – wyznaje Bea Ethanowi, mając na myśli to, że jest gorszy. W gruncie rzeczy rację mają jej rodzice, których zdanie długo bagatelizowała. Jej świat jest wyjątkowy.