Mała matka
W wyreżyserowanym przez Ericę Tremblay filmie „Piękny taniec” (2023) jest taka scena. Oto grany przez Cory’ego Harta agent Służb Imigracyjnych i Celnych USA (ICE) zatrzymuje do kontroli Jax (Lily Gladstone; znana z „Pierwszej krowy” Kelly Reichardt z 2019 roku), Indiankę z plemienia Seneków-Kajugów, która – chcąc uniknąć kłopotów – podaje się za swoją siostrę. Mundurowy, sprawdziwszy w bazie dane przekazane przez delikwentkę, puszcza ją wolno. Świetnie. Skoro papiery się zgadzają, można jechać dalej. Sęk w tym, że personalia przekazane pracownikowi ICE należą do osoby, której zaginięcie Jax uprzednio zgłosiła zarówno policji, jak i FBI. O co w takim razie tu chodzi? Odpowiedź jest prosta. Wiele wskazuje na to, że żaden ze stróżów prawa nie przejął się losem Tawi (Hauli Sioux Gray), o której tu mowa, na tyle, by zrobić coś z zawiadomieniem złożonym przez Jax. Nic nowego pod słońcem.
Rdzenne mieszkanki Stanów Zjednoczonych znikają na potęgę. Problem dotyczy tysięcy autochtonek i jest tak duży, że w 2019 roku zainteresowały się nim władze USA, ustanawiając Dzień Budzenia Świadomości o Porwanych i Zamordowanych Tubylczych Kobietach i Dziewczętach (przypada on 5 maja, czyli wtedy, gdy urodziny świętowałaby zmarła w 2013 roku Hanna Harris z Szejenów), a następnie – dwa lata później – rozszerzając jego zakres o wszystkich członków Plemiennych Narodów (nie inaczej sytuacja wygląda w Kanadzie, gdzie z kolei obchodzony jest Dzień Czerwonej Sukienki, o czym w „Autostradzie Łez” pisze badająca sprawę Jessica McDiarmid).
Według raportów nawet co trzecia Indianka została zgwałcona, zaś ponad 85 procent z nich doświadczyło przemocy z rąk mężczyzn, najczęściej tych spoza rezerwatu, choćby zatrudnionych przy wydobyciu ropy naftowej, których złoża sąsiadują z domami tuziemców. Pielęgnowana przez Amerykanów obojętność, podlewana systemowym rasizmem i seksizmem, przyczyniła się do tego, że powstały warunki sprzyjające nie tyle ofiarom, co drapieżnikom (gdy poszczególne jurysdykcje – od plemiennej przez stanową aż po federalną – spierają się o to, co należy do ich obowiązków, nie wiadomo, kto ma się zająć poszkodowanymi). W takich realiach akcję swego debiutu zawiązuje Tremblay, na przestrzeni półtoragodzinnego metrażu przybliżając bolączki trapiące Indian – autorka sama wywodzi się z rdzennej ludności – oraz pochylając się nad kwestią dojrzewania.
Jax próbuje za wszelką cenę odnaleźć Tawi, ale to niejedyne wyzwanie, jakie przed nią stoi. Musi bowiem zatroszczyć się o siostrzenicę imieniem Roki (Isabel Deroy-Olson), trzynastolatkę szczerze przekonaną, że matula, która przepadła, dołączy do niej na tak zwanym pow wow, czyli międzyplemiennym zjeździe mającym odbyć się w Oklahoma City. Na tę okazję szyje nawet regalia, które planuje zaprezentować w trakcie ceremonii tańca matki i córki. Wiatr natomiast wieje Jax w oczy. Opieka społeczna, dowiedziawszy się o nieobecności Tawi, postanawia odebrać dziewczynę ciotce i oddać ją pod skrzydła dziadka Franka (Shea Whigham) i jego partnerki Nancy (Audrey Wasilewski). Jako że Jax – sfrustrowana ponadto tym, że śledztwo tkwi w miejscu – ma z ojcem na pieńku, decyduje się na ryzykowny ruch. Zabiera Roki i wyrusza wraz z nią na poszukiwania, dolewając oliwy do ognia i bodaj po raz pierwszy tak naprawdę zwracając na siebie uwagę FBI.
Tremblay zręcznie łączy ze sobą na poły kryminalne kino z opowieścią o dorastaniu w cieniu traum. Reżyserka żadnego z tych wątków nie faworyzuje. Odpowiednio balansuje pomiędzy nimi, pozwalając, by wybrzmiała zarówno budowana na zasadzie synekdochy tragedia Plemiennych Narodów, jak i wędrówka Roki ku symbolicznej pełnoletniości. Na tle utrapień dotykających na co dzień rdzennych mieszkańców Ameryki – od ubóstwa po skłonność do używek – Tremblay, nigdy nie manipulując widzem, przedstawia podróż dwóch kobiet, którym pozostaje wierzyć, że jutro mogą być szczęśliwe. To zadanie o tyle trudne, że – mając w pamięci przytoczone statystyki – istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że Roki stanie się kiedyś ofiarą, o ile już się nią nie stała, tracąc w tak młodym wieku rodzicielkę. Cała nadzieja w tytułowym tańcu, który Roki – z Jax, czyli swą małą matką – wykonuje w finale filmu. Pełni on funkcję katartyczną i jest hołdem dla tych, którzy odeszli.