Węże i motyl
Elizabeth Berry (Natalie Portman) przyjeżdża do Tybee Island, niewielkiej mieściny oddalonej o pół godziny jazdy samochodem od centrum Savannah w stanie Georgia, by przygotować się do swej następnej roli. Aktorka ma wcielić się w Gracie Atherton-Yoo (Julianne Moore; znana między innymi z „Oszustwa” Benjamina Carona z 2023 roku), mężatkę, której relacją z niemal trzy razy młodszym od siebie chłopcem karmiły się środki masowego przekazu wzdłuż i wszerz Stanów Zjednoczonych. Kobieta zbliżała się powoli do czterdziestki, kiedy nakryto ją na uprawianym na zapleczu sklepu zoologicznego seksie z uczniem siódmej klasy. Trafiła do więzienia, gdzie urodziła dziecko, a po wyjściu z zakładu penitencjarnego wyszła za Joego (Charles Melton), tegoż samego, z którym dopiero co romansowała w składziku placówki handlowej.
Ich układ, rozpoczęty jeszcze, gdy Joe był nieletni, zgorszył Amerykanów. Rozpisywały się o nim brukowce, powstawały osnute wokół tej kwestii reportaże i niskich lotów filmidła. Każdy, jak kraj długi i szeroki, pragnął zajrzeć za kulisy życia Gracie i Joego. Teraz, prawie ćwierć wieku później, kiedy małżeństwo nadal otrzymuje przesyłki z elegancko zapakowanymi odchodami (a Gracie figuruje w rejestrze przestępców seksualnych), planowana jest realizacja kolejnego, tym razem bardziej profesjonalnego – choć wciąż robionego niezależnie i w ramach skromnego budżetu – projektu na ten temat. Wszystko po to, by dzięki nowemu, głębszemu spojrzeniu, odżegnującemu się od taniej sensacji, ludzie mogli wreszcie zrozumieć istotę drzemiącą w więzi łączącej państwa Yoo, opartej wszak – zdaniem samych zainteresowanych – na szczerej miłości.
Tak przynajmniej twierdzi Elizabeth, adeptka Metody, czyli psychofizycznej koncepcji budowania postaci, na pierwszy rzut oka sojuszniczka rodziny, w gruncie rzeczy aktorka pchająca się z buciorami w cudze sprawy, by zadawać niewygodne pytania nie tylko o to, co wydarzyło się przed ponad dwiema dekadami, ale również w zamierzchłej przeszłości (stąd na przykład jej spotkania z byłym mężem Gracie, granym przez D. W. Moffetta Tomem, czy z jej synem z wcześniejszego związku, równolatkiem Joego interpretowanym przez Cory’ego Michaela Smitha, znanego z „Zadzwoń do Jane” autorstwa Phyllis Nagy z 2022 roku). Odpowiedzi mają pomóc Elizabeth w stworzeniu kreacji będącej dowodem na to, iż warta jest więcej aniżeli jej występ w emitowanym w kablówce serialu poświęconym weterynarzom, który skądinąd przyniósł jej sławę i rozpoznawalność (ale nie na tyle duże, by mogła sobie pozwolić na dom w Calabasas w Kalifornii, istnej mekce gwiazd).
„Obsesja” (2023) Todda Haynesa według scenariusza Samy Burch to anegdota luźno inspirowana głośnym skandalem, który zelektryzował amerykańską opinię publiczną pod koniec XX wieku. Oto będąca po trzydziestce Mary Kay Letourneau, nauczycielka z Burien w stanie Waszyngton, uwiodła swego dwunastoletniego wychowanka, za co nie tylko na kwartał trafiła za kratki, ale również otrzymała dożywotni zakaz kontaktów z chłopcem. Nim wylądowała w kryminale, na świat przyszła córka pary. Opuściwszy jednostkę karną, Letourneau ponownie zaczęła sypiać z szóstoklasistą. Skazano ją na siedem i pół roku. W więzieniu urodziła drugie dziecko. Gdy w 2004 roku odzyskała wolność, wzięła ślub z człowiekiem, który de facto był jej ofiarą. Rozwiedli się po czternastu latach małżeństwa. Letourneau zmarła na raka jelita grubego w 2020 roku.
Haynes, pionier ruchu New Queer Cinema, reżyser, który ma na koncie takie filmy jak „Idol” (1998), „Daleko od nieba” (2002), „I’m Not There. Gdzie indziej jestem” (2007), „Carol” (2015) czy wreszcie „Mroczne wody” (2019), sięga po tę przemieloną przez tabloidy medialną bombę, by opowiedzieć historię dwóch nieoczywistych kobiet, nieustannie stąpających po cienkim lodzie. Wprawdzie autor ani nie relatywizuje ich postępowań, ani nie czyni z nich postaci jednoznacznie złych, ale zarazem nie ucieka od subtelnego wskazania przewin obu pań. „Obsesja” – zręcznie oscylująca pomiędzy thrillerem a operą mydlaną (pompatyczna ilustracja muzyczna oraz anachroniczne transfokatory budzą skojarzenia z tanim filmem telewizyjnym z późnych lat dziewięćdziesiątych) – to dzieło zasadzające się na moralnej ambiwalencji. Pozory mylą. Wpadające w obiektyw refleksy świetlne przysłaniają to, czego ani Gracie, ani Elizabeth nie chcą widzieć.
Ta pierwsza racjonalizuje relację z mężem, definiując ją jako niewinny majowo-grudniowy romans (oryginalny tytuł obrazu – „May December” – odnosi się do związku dwojga osób, charakteryzującego się sporą różnicą wieku, gdzie wiosenny maj symbolizuje adolescencję, zaś zimowy grudzień reprezentuje sędziwość) i nie dostrzegając w swym zachowaniu niczego niestosownego. Gracie nie szuka odkupienia, które oferuje jej poprzez swój występ w nadchodzącym utworze kinowym Elizabeth, ponieważ nie czuje, że zrobiła cokolwiek nagannego. Czy pani Atherton-Yoo rozumie w ogóle skalę krzywdy, jaką mogła wyrządzić Joemu? Jeśli tak, to wystarczy jej fakt, iż w geście pokuty postanowiła nie wyjeżdżać z miasteczka, którego społeczność niegdyś zgorszyła. Jeśli nie, to jej problem jest większy, niż można by przypuszczać.
Haynes, choć nie ułatwia widzowi zadania, oficjalnie nie trzymając się żadnej ze stron, daje odbiorcy podpowiedź, w finałowej sekwencji – której akcja toczy się już na planie filmu o Gracie – każąc jej dzierżyć w rękach węża, funkcjonującego tu jako metafora grzechu i wodzenia na pokuszenie (nie bez powodu związek Gracie i Joego wybuchł w sklepie zoologicznym, substytucie biblijnego Raju). Również Elizabeth nie jest tu krystalicznie czysta (to w końcu ona, a nie Gracie, zaopatrzona zostaje w gadzi rekwizyt). Jej intencją, pomimo deklaracji, nie jest wcale chęć zadośćuczynienia państwo Yoo, ale rozhulanie własnej kariery, nawet kosztem stabilności gniazda, do którego ją zaproszono.
Gdzieś na tle tych kobiet, raz po raz przeglądających się w lustrach – elementach dekoracji podkreślających ich podobieństwo – jest jeszcze Joe, który – będąc ojcem trojga potomków – sam nie miał ani czasu, ani okazji, by dorosnąć. Zamknięty w potężnym ciele Meltona bohater wciąż jest chłopcem, a nie mężczyzną, protekcjonalnie traktowanym przez starszą odeń żonę. Pojawienie się w ich domu Elizabeth, a także to, że jego córka (Elizabeth Yu) oraz syn (Gabriel Chung) kończą liceum i przygotowują się do rozpoczęcia studiów, zmuszają Joego do refleksji. Co prawda przyznaje on, że Gracie wcale nie odebrała mu dzieciństwa, lecz przy okazji traci grunt pod nogami. Czy zatem protagonista zajmujący się na poły profesjonalnie hodowlą motyli, uwalniając wędrownego monarchę, daje widzowi do zrozumienia, że wie, iż coś w życiu przegapił, czy może wysyła sygnał, że najwyższy czas na zmiany?