Zróbmy przedstawienie!
Gdy w trakcie jednego ze spektakli Joan (Amy Sedaris) dostaje ataku epilepsji i zapada w śpiączkę, pieczę nad założonym przez nią i Ritę (Caroline Aaron) obozem teatralnym AdirondACTS (jego nazwa pochodzi od rozciągających się w północno-wschodniej części stanu Nowy Jork gór Adirondack, u podnóża których spotykają się uczestnicy kolonii) obejmuje jej syn Troy (Jimmy Tatro). Chłopak bierze sobie za cel wyciągnięcie matczynego przedsięwzięcia z finansowego dołka – a ten, trzeba przyznać, jest dość spory – ale pomiędzy nim a członkami ekipy i ich podopiecznymi nie ma fal. Chcąc utrzymać w ryzach wydarzenie, sprawy w swoje ręce biorą Rebecca-Diane (Molly Gordon; znana z filmu „Shiva Baby” Emmy Seligman z 2020 roku) oraz Amos (Ben Platt; rozpoznawalny między innymi dzięki musicalowi „Drogi Evanie Hansenie” Stephena Chbosky’ego z 2021 roku), niegdyś stali bywalcy programu, a teraz persony sprawujące nad nim nadzór.
Kiedy oni przygotowują oryginalne przedstawienie mające uczcić życie i dziedzictwo ich mentorki, Troy stara się pozyskać środki pozwalające projektowi utrzymać się na powierzchni. Pismo z banku informujące o niewypłacalności i rychłym zamknięciu placówki zmusza go do sięgnięcia po pomoc oferowaną przez Caroline (Patti Harrison z „Umowy na zawsze” Nikole Beckwith z 2021 roku), przedstawicielkę sąsiedniego i konkurencyjnego zarazem obozu Lakeside, którego władze od lat zabiegają o przejęcie ziem należących do AdirondACTS. Obserwując prowadzone przez Rebeccę-Diane i Amosa próby, Troy orientuje się, że musi za wszelką cenę udaremnić przeciwnikom położenie łapsk na koncepcie powstałym z inicjatywy jego matki.

„Obóz teatralny” (2023) to obraz zrodzony z przyjaźni i wspólnych pasji dzielonych przez cztery osoby, a mianowicie Molly Gordon i Nicka Liebermana – duetu odpowiedzialnego za wyreżyserowanie całości – oraz Bena Platta i Noaha Galvina, którzy tym pierwszym pomogli przy pisaniu scenariusza. Tę więź łączącą twórczy kwartet czuć oczywiście na ekranie, co wcale nie sprzyja intrydze, ponieważ ich film ogląda się mniej więcej tak, jak słucha się żartu rozumianego tylko przez określoną grupę ludzi. Trudno w związku z tym odnaleźć się w tej historii, zwłaszcza że opowiadana jest ona w formie mockumentu (formie, która w pewnym momencie zostaje porzucona, co rodzi z kolei pytanie, po co w ogóle inwestować energię w rozwijanie takiej narracji). Wprawdzie z utworu bez problemu można wyłuskać uniwersalne tematy, jakie porusza – jest zatem co nieco o realizacji marzeń oraz o odnajdywaniu siebie i bliskości z drugim człowiekiem poprzez performance, a także o tym, że pieniądze nie powinny przysłaniać artystycznej wizji – ale to nade wszystko dzieło skierowane do wąskiego grona miłośników teatru muzycznego. Co jednak ciekawe, może i znajomość broadwayowskiej klasyki nie zaszkodzi, ale jej posiadanie nie gwarantuje bynajmniej pełnego zanurzenia się w anegdocie. By doświadczyć immersji, potrzeba wyższego stopnia wtajemniczenia.
Te niedociągnięcia rekompensuje świetna sekwencja finałowa, w której najdoskonalej urzeczywistnia się miłość do sztuk scenicznych, do śpiewu i tańca, ale i do każdej postaci zasiedlającej ten jakże barwny świat skąpany w światłach rampy, gdzie miejsca wystarczy dla każdego – niezależnie od wieku, tożsamości płciowej, orientacji psychoseksualnej, koloru skóry, pochodzenia etnicznego, wyglądu, stanu zdrowia czy statusu ekonomicznego – o czym świadczy to, kto pojawia się na deskach, by wykonać numer poświęcony Joan, architektce zbudowanej gdzieś niedaleko granicy z Kanadą osady będącej w istocie bezpiecznym azylem dla artystów i wyrzutków. „Chciałam stworzyć przestrzeń, w której każdy może być sobą” – mówi we wstępie autorka AdirondACTS. Jeśli w czymś tkwi siła „Obozu teatralnego”, to właśnie w zakończeniu, które współgra z myślą przewodnią podrzuconą przez Joan.