Zemsta po latach
Choć urodzony w 1965 roku Paul Weitz ma na koncie tak różne filmy jak choćby „American Pie” (1999) i „Był sobie chłopiec” (2002) – oba zrealizowane z młodszym bratem Chrisem – czy wreszcie „Babka” (2015), skądinąd jeden z najciekawszych tytułów XXI wieku, oraz „Ojcostwo” (2021), to i tak jego najnowszy obraz, czyli „Moving On” (2022), wyodrębnia się z tego jakże eklektycznego tła. Jest to bowiem dość specyficzne kino spod znaku gwałtu i zemsty (rape and revenge), bo łączące elementy czarnej komedii z głęboką tragedią.
Oto mieszkająca gdzieś w stanie Ohio Claire (Jane Fonda), dowiedziawszy się, że zmarła jedna z jej najbliższych przyjaciółek z młodości, udaje się na pogrzeb nieboszczki do Kalifornii. Tak się składa, że to niejedyny powód, dla którego wyrusza w podróż, i to pomimo ogromnej niechęci do wsiadania w samolot. Kobieta pragnie dokonać wendetty na Howardzie (Malcolm McDowell), wdowcu po nieżyjącej kumpeli. „Skoro twojej żony nie ma już wśród nas, zabiję cię” – wita się z mężczyzną, wprawiając go w osłupienie. Na miejscu spotyka Evelyn (Lily Tomlin), współlokatorkę denatki z czasów studenckich oraz pierwszą i ostatnią osobę, z którą Claire kiedykolwiek podzieliła się informacją o tym, co zaszło pomiędzy nią a Howardem.
Minęło niemal pół wieku od chwili, gdy ten ją zgwałcił. Wprawdzie nie mówi się o tym wprost, ale to jasne jak słońce. Claire długo milczała. Chcąc chronić małżonkę agresora przed poznaniem prawdy, pogrążała się w depresji, a z jej nigdy niezagojonych ran stale sączyła się krew. Całą swą egzystencję spędziła, podporządkowując się terrorowi traumy, co doprowadziło między innymi do rozpadu jej związku z Ralphem (Richard Roundtree). To bohaterka skrzywdzona zarówno na ciele, jak i na duszy, nieumiejąca wybudzić się z koszmaru projektowanego przez przeszłość, niepotrafiąca zaznać szczęścia, na jakie z pewnością zasługuje.
Oczyszczenie jest tym, czego potrzebuje, ale nie od razu dostaje. Moment, w którym mierzy się z Howardem, jest mocny, i to nie tylko z uwagi na sposób, w jaki Claire domaga się zadośćuczynienia, eksplicytnie i graficznie wykładając to, co leży jej na sercu, zupełnie tak, jakby do przemocy doszło wczoraj, a nie przed dziesięcioleciami. Tym, co szczególnie uderza w tej scenie, jest reakcja faceta, który dopuścił się aktu seksualnej napaści. Howard rewiktymizuje Claire, manipulując jej słowami i sprowadzając zajście sprzed kilku dekad do błędu, który wszak każdemu mógł się zdarzyć. Licząc na to, że uda mu się wywinąć z patowej sytuacji, mężczyzna powołuje się na własne doświadczenia, twierdząc, że pracował nad sobą, stając się odmienionym człowiekiem. Sęk w tym, że może i pogodził się z własnymi demonami, ale nie pojednał się bynajmniej z tymi, których ciemiężył. Niewiele zresztą wskazuje na to, by łaknął wybaczenia. Howard nie przeprasza. Broni się przed tym rękami i nogami, przez co jego miłość do żony i żałoba po niej trącą tym większym fałszem.
Wydawałoby się, że film Weitza to przede wszystkim komedia. Nie dość, że tak go reklamowano, to jeszcze pojawiają się w nim Fonda i Tomlin, dwie legendy amerykańskiego kina, niegdyś występujące wspólnie w „Od dziewiątej do piątej” (reż. Colin Higgins, 1980), a jeszcze do niedawna parowane, i to przez siedem sezonów, w serialu „Grace i Frankie” (2015-2022). I owszem, bywa śmiesznie, głównie za sprawą postaci Evelyn (vide: scena kupowania broni), ale to humor wysublimowany, nierzucający się w oczy, trochę w stylu Fran Lebowitz („Ludzie myślą, że jestem zabawna, a ja tylko mówię swoje” – powiada bohaterka). Rzecz w tym, że i ona jest figurą poturbowaną przez los, lesbijką, która skosztowawszy odrobinę radości, musiała wypuścić ją z rąk. Sprzedawszy dom, przeniosła się do ośrodka dla seniorów, gdzie walczy z dolegliwościami i rozpamiętuje minione dni, kiedy była rozchwytywaną wiolonczelistką. „Moving On” to zatem dziwne, niemieszczące się w utartych gatunkach i konwencjach kino, z którego wylewają się bolączki, żale i mankamenty starości, ale też swoista nadzieja, że oto nawet po wielu dekadach można zaznać upragnionego spokoju.