Rozważny i romantyczna

W jednym z odcinków serialu „Jak poznałem waszą matkę” (2005-2014) okazuje się, że główny bohater ma w mieszkaniu sporo pamiątek po swoich byłych dziewczynach, co nie podoba się jego obecnej partnerce. „Odwieczne pytanie ludzkości: co zrobić z tymi wszystkimi rzeczami po rozstaniu?” – mówi patetycznie ich wspólna przyjaciółka. „Jak to co? Pozbyć się ich!” – pada odpowiedź z ust kobiety. Problem w tym, że mężczyzna nie ma na to ochoty – dla niego to tylko przedmioty. Ostatecznie jednak, pod wpływem otoczenia i dziewczyny, którą kocha, postanawia wyrzucić to, co zostało mu po poprzednich związkach. Gdy kończy porządki, okazuje się, że lokal jest niemal pusty.

Z podobną kwestią mierzy się Lucy (Geraldine Viswanathan) z filmu „Galeria złamanych serc” (2020) w reżyserii debiutującej Natalie Krinsky. Bohaterka obsesyjnie gromadzi pamiątki po chłopakach z przeszłości. Jest zafiksowana na punkcie rozstań, rzucana – jak się okazuje – tyle razy, że udało jej się zbudować całkiem pokaźną menażerię. Patologiczne zbieractwo czy coś głębszego? Ona sama nazywa siebie antropolożką kolekcjonującą suweniry po tych, którzy z nią zerwali.

Dwudziestoparoletnia mieszkanka Brooklynu marzy o tym, by w przyszłości założyć własną galerię sztuki. Na razie jest asystentką w prestiżowej placówce, a w zasadzie była, bo dopiero co została zwolniona. Również do niedawna spotykała się z jednym ze swoich przełożonych, starszym o jakąś dekadę Maxem (Utkarsh Ambudkar), który z kolei postanowił wrócić do swojej byłej, frankofilskiej lekarki. Zrobił to zresztą podczas wernisażu, na którym Lucy upiła się i ośmieszyła przed nowojorską śmietanką. „To nie ozon jest najcenniejszym zasobem ludzkości, a uczciwość” – wygłasza najpierw ze sceny, a następnie upada (to film mocno zakorzeniony w wizji świata krzewionej przez Demokratów). Zapłakana wychodzi z imprezy i wsiada do pierwszego lepszego samochodu, jaki napotyka na swojej drodze, myśląc, że to zamówiony przez nią Lyft. Tak się jednak składa, że w aucie siedzi Nick (Dacre Montgomery), który jakoś szczególnie nie oponuje, gdy obca osoba pakuje mu się na tylne siedzenie i każe zawieźć pod niewiele mówiący mu adres. Odpala silnik i podwozi cierpiącą bohaterkę pod dom. Co więcej, słucha jej niczym taksówkarz, który nie dostał się na psychologię. Słucha i doradza. Ona, owszem, przebąkuje coś na temat prawdopodobieństwa porwania, ale nie wygląda na szczególnie przejętą czy przerażoną. Takie rzeczy tylko w komedii romantycznej.

Dacre Montgomery i Geraldine Viswanathan w filmie "Galeria złamanych serc" (reż. Natalie Krinsky, 2020)

Para spotyka się jakiś czas później, oczywiście przypadkiem, w zupełnie innych okolicznościach. Nie chcąc, by Lucy narobiła sobie wstydu przed Maxem i jego obecną partnerką, Nick niemal wynosi ją z restauracji i zabiera na plac budowy (bohaterce na chwilę zapala się lampka ostrzegawcza, ale to raczej forma gagu). On także ma marzenia. Dawną siedzibę YMCA chce przekształcić na hotel z prawdziwego zdarzenia, azyl i przystanek w podróży, „punkt oddający charakter tych wszystkich przybytków, które pokochał zaraz po przeprowadzce do Nowego Jorku”. Brzmi to co najmniej tak, jakby miał na karku dobre siedemdziesiąt czy nawet osiemdziesiąt lat, a do Wielkiego Jabłka trafił w czasach świetności hotelu Chelsea (swój nazwał dość podobnie: Chloe), „miejsca odpoczynku dla niepospolitych gości”, takich jak choćby Arthur Miller, Andy Warhol, Leonard Cohen czy Bob Dylan. Artystyczna oaza z czerwonej cegły stanowi wyraźną inspirację.

Bohaterka żyje przeszłością, bo ta „pełna jest wspomnień i pięknych chwil”. On także pamięta o tym, co było kiedyś, ale woli iść naprzód. Całkiem udane zderzenie odmiennych charakterów. Zaczyna łączyć ich wspólny cel. Dziewczyna postanawia bowiem na jednej z niezagospodarowanych jeszcze ścian remontowanego budynku zostawić krawat po Maxie, pierwszy eksponat w tytułowej galerii złamanych serc, do której kolejne przedmioty wysyłają zranieni Amerykanie ze wszystkich zakątków kraju. Projekt okazuje się sukcesem o właściwościach katartycznych i terapeutycznych. Bibeloty, pomysłowo skądinąd wykorzystane w czołówce filmu poprzez wkomponowanie ich w miejski krajobraz Nowego Jorku, dostają drugie życie. Przypominają o utraconej miłości, ale pozwalają również na odcięcie się od niej i obranie innej drogi.

Film Krinsky to komedia romantyczna z jednej strony całkiem dobra, z drugiej zaś – powielająca schematy. Tropy gatunkowe są tu aż nadto oczywiste: rzecz o rozstaniach i powrotach z pocztówkowym Brooklynem w tle (w jednej z ujęć Most Waszyngtoński wygląda wręcz nierealnie w swojej majestatyczności, wypełniając znaczną część kadru). To także kino o młodych ludziach, być może z pokolenia Z, którzy mają pieniądze na absurdalnie drogie przedsięwzięcia, ale nie wiadomo, skąd (teoretycznie sprawa zostaje rozwikłana, bo mowa jest o spadku zostawionym przez babcię Nicka w skarpecie, ale – na Boga! – jakaż to musiała być horrendalna kwota, że niespełna trzydziestoletni chłopak mógł przez pięć lat, bez żadnych zmartwień, remontować stary budynek w jednej z najbardziej zgentryfikowanych dzielnic Nowego Jorku, po czym zorientował się, że oto bank może mu nie udzielić dodatkowego kredytu?!).

„Galeria złamanych serc” to również komedia romantyczna, która spełnia wszystkie wymogi gatunku, raz nieco je aktualizując do standardów XXI wieku i ery #MeToo, innym zaś razem utwierdzając widza w stereotypach konwencji: od uroczego pierwszego spotkania (owszem, w formie à rebours) aż po tak zwany „wielki gest” i deklarację miłości (bohater wprost zaznacza, że właśnie ten „wielki gest” wykonuje). Ironia wypada tu dość udanie, podobnie jak zróżnicowany portret beztroskich mieszkańców Brooklynu, przypominając poniekąd multikulturowe przesłanie książki „Ludzie Nowego Jorku” Brandona Stantona.

Szkoda jednak, że punkt zwrotny – albo raczej mroczny moment – jest tak mało satysfakcjonujący, sklecony jakby naprędce, niejako dla odhaczenia kolejnego pozycji z przepisu na udaną komedię romantyczną. Pal licho jednak ten aspekt, skoro całość kończy się uprzedmiatawiającym i represyjnym skandowaniem hasła „Odwzajemnij jego miłość!” przez tłum zebrany w nowo powstałej galerii. Jest w tym coś niesmacznego, coś, co stawia bohaterkę pod ścianą, sprawiając, że dziewczyna czuje się zmuszona, by powiedzieć „Kocham”.

Recenzja filmu Galeria złamanych serc (The Broken Heart Gallery); reż. Natalie Krinsky; USA 2020; 108 minut