Błędy w sztuce

Oparty na prawdziwej historii „Dobry opiekun” (reż. Tobias Lindholm, 2022) zaczyna się interesująco i bez ogródek. Jest rok 1996. Oto młody pielęgniarz pracujący w Szpitalu świętego Alojzego w Pensylwanii ogłasza kod niebieski – u pacjenta, którym się zajmował, doszło do zatrzymania akcji serca. Na miejsce zbiega się kilka osób. Personel przeprowadza resuscytację. Kamera tymczasem nie pokazuje widzowi tego procesu. Skupia się na mężczyźnie, który podniósł alarm. Wewnątrz kadru następuje stopniowa gradacja planów. Obiektyw powoli przysuwa się do sanitariusza, który wydaje się tak dotknięty wydarzeniem, że nie uczestniczy w czynnościach wykonywanych przez ekipę z ośrodka. Ujęcie trwa na tyle długo, że w końcu twarz chłopaka chwytana jest w zbliżeniu. Montażowe cięcie pojawia dopiero w momencie, gdy chory umiera.

Część następującą po prologu też ogląda się nieźle. Mija siedem lat. Mieszkająca w stanie New Jersey Amy Loughren (Jessica Chastain), samotna matka dwóch córek, jest zatrudniona w zakładzie o nazwie Parkfield Memory. Z ekspozycji wynika, iż mogłaby być tytułową dobrą opiekunką. Mężowi jednej ze swych podopiecznych pozwala, wbrew polityce szpitala, który nie jest wszak hotelem, przenocować na fotelu stojącym obok łóżka żony. Sytuacja finansowa kliniki nie jest wprawdzie kryzysowa, ale rąk do pracy i tak brakuje. Jakąż więc ulgą dla dwojącej się i trojącej Amy musi być informacja, że udało się wreszcie znaleźć pomocnika na nocne zmiany, i to takiego z dużym doświadczeniem oraz świetnymi rekomendacjami.

W samą porę. Tak się bowiem składa, że u kobiety zostaje zdiagnozowana kardiomiopatia. Jak tłumaczy, na sercu ma bąble wypełnione krwią. Jej stan jest poważny. Najlepiej byłoby, gdyby poszła na urlop. Konieczny jest przeszczep, gdyż ryzyko udaru jest bardzo wysokie. Problem w tym, że nie ma – jak zresztą miliony Amerykanów w owym czasie (akcja filmu Lindholma rozgrywa się przed wprowadzeniem programu Obamacare, który i tak nie zaradził przecież bolączkom) – polisy zdrowotnej. By wejść w jego posiadanie, musi wysłużyć w lecznicy jeszcze cztery miesiące. Bez niego jedna wizyta u doktora kosztuje ją bez mała 980 dolarów. O swej kondycji nikomu nie mówi, obawiając się tego, że dyrekcja ją zwolni.

Ona może i milczy, ale gdy słabnie w trakcie szychty, przyłapuje ją Charlie Cullen (Eddie Redmayne), świeżo przyjęty pielęgniarz, ten sam, który siedem lat wcześniej lustrował wzrokiem kolegów starających się przywrócić wydolność krążeniową i oddechową u pacjenta. Teraz Charlie bynajmniej nie zamierza stać bezczynnie. Otuliwszy Amy swym swetrem, służy jej ramieniem. Daje wsparcie nie tylko w robocie, ale i w domu, gdzie wyręcza ją w sprawowaniu pieczy nad dziećmi. Mężczyznę otacza specyficzna aura. Jest pozytywnie nastawiony do życia, emanuje ciepłem. Dobry opiekun, nie ma co.

Do tego momentu Lindholm panuje jeszcze nad opowiadaną historią, kreśląc losy kobiety, która zmaga się z bezlitosnym porządkiem, jaki obowiązuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie system powszechnych ubezpieczeń nie istnieje, zaś na wykupienie prywatnej osłony ogromnej rzeszy obywateli zwyczajnie nie stać. Reżyser przygląda się tej strukturze z zewnątrz – jest bowiem Duńczykiem, znanym jako współscenarzysta filmów Thomasa Vinterberga (to on napisał między innymi głośne „Polowanie” z 2012 roku oraz osiem lat późniejsze „Na rauszu”) – co działa na korzyść obrazu. Kiedy natomiast w kolejnym akcie utwór przekształca się w kryminał, to nie wszystko niestety układa się tak zgrabnie.

Upływa kilka tygodni od chwili zasilenia przez Charliego szeregów Parkfield Memory. W tym okresie chorzy, co oczywiste, trafiali do szpitala. Jedni byli zeń wypisywani, inni zaś – umierali w czasie hospitalizacji. Śmierć pewnej kobiety wzbudza podejrzenia wśród zarządu placówki, do tego wręcz stopnia, że wszczęte zostaje wewnętrzne śledztwo. Kierownictwo nie wzywałoby policji, ale wytyczne z ministerstwa każą im postąpić inaczej. Komenda przydziela do sprawy dwóch detektywów – Tima Brauna (Noah Emmerich) i Danny’ego Baldwina (Nnamdi Asomugha) – którzy nie bardzo wiedzą, czego mają szukać, zwłaszcza że ciało denatki skremowano, w związku z czym sekcja zwłok nie wchodzi w grę. Coś tu śmierdzi – stwierdzają bystrzy gliniarze – gdy na przesłuchaniu Amy w mig wychwytuje błędy w kartotece nieboszczki.

Jessica Chastain w filmie "Dobry opiekun" (reż. Tobias Lindholm, 2022)

Dlaczego czekano prawie dwa miesiące, zanim zwrócono się do organów ścigania? Jakim cudem Charlie – ten Charlie, który swym sercem, niczym kocem, okrywa zarówno koleżankę ze zmiany, jak i cierpiących pacjentów, nigdy nie zapominając o tym, że martwym należy się szacunek – pracował w ostatnich latach w aż tylu szpitalach? Co starają się zatuszować jego byli chlebodawcy, że uchylają się od rozmów ze stróżami prawa? Czy dotyczące Cullena plotki, które krążyły po korytarzach, są prawdziwe? Pytania się mnożą. Funkcjonariusze Braun i Baldwin węszą, ale niewykluczone, że należą do najmniej kompetentnych detektywów w historii kina. Z tropami nic nie robią, wolą czekać. Czemuż by nie udać się na konsultacje do jakichś niezależnych lekarzy i nie dowiedzieć się od nich, czym grozi dodanie insuliny do kroplówki? Policjanci popijają kawę – z mlekiem i dwiema łyżeczkami cukru, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie dla anegdoty – i wypatrują na horyzoncie Amy, która rozwieje ich wszelkie wątpliwości.

Charlie Cullen – jako się rzekło – to postać autentyczna, określana mianem jednego z najwydajniejszych seryjnych morderców w dziejach USA. W więzieniu wylądował za zabicie około trzydzieściorga osób, ale specjaliści szacują, iż mógł zamordować nawet czterystu pacjentów. Jego metody nie należały do spektakularnych, co Lindholm skądinąd pokazuje w „Dobrym opiekunie”, jakże ironicznie zatytułowanym filmie na podstawie książki Charlesa Graebera. Cullen zatruwał hospitalizowanych po cichu, podając im dożylnie medykamenty, które niespiesznie – czasami nawet po kilku dniach – doprowadzały do ich śmierci. Jakie były jego motywy? Trudno stwierdzić. Czyżby odpowiedź tkwiła w ujęciu otwierającym? Kto wie.

Lindholmowi nie zależy na wiwisekcji umysłu przestępcy, ale trudno też stwierdzić, co go najbardziej interesuje w tej historii. Społeczny komentarz jest aż nadto wyraźny i może właśnie w tym aspekcie należy upatrywać siły filmu. Reżyser wprawdzie nikogo wprost nie obwinia, ale sugeruje, że na samym szczycie medycznej i zgniłej hierarchii nieprawidłowości są na porządku dziennym. Charlie, niczym ksiądz oskarżony o molestowanie i przenoszony z parafii do parafii, bez problemu znajduje zatrudnienie w kolejnych placówkach, kontynuując bestialski proceder. Żadna z instytucji nie przyznaje się do tego, że na ich terenie dochodzi do nadużyć. Gdyby któraś z nich to zrobiła, musiałaby się liczyć z procesami. Tu zatoczone zostaje narracyjne koło, gdyż znowu na tapecie pojawia się kwestia ubezpieczeń. Szpitale to biznes, a biznes musi generować zysk, nie straty, także te wizerunkowe.

„Dobry opiekun” traci rozpęd w końcówce, zaś niespodziewana szarża Redmayne’a w scenie finałowej może wprawić odbiorcę w zakłopotanie. W filmie panują warunki kliniczne, wszystko jest sterylne, czasami również emocje głównych bohaterów. Nie ma tu sensacyjnych zwrotów, całość jest mało kinematograficzna. Szkoda – może gdyby nadać tej historii choć odrobinę tak zwanej hollywoodzkości, oglądałoby się ją nie jak nadawany na przełomie wieków w Telewizji Polskiej cykl „Okruchy życia”, a jak rasowy thriller kryminalny, w którym stawką są dwie rzeczy: ludzkie życie i sprawiedliwość.

Recenzja filmu Dobry opiekun (The Good Nurse); reż. Tobias Lindholm, USA 2022; 121 minut