Zacieniona męczennica
Znudzona prowincją bibliotekarka Lulu Smith (Barbara Stanwyck; w czołówce – tradycyjnie – nad tytułem) wypłaca z banku wszystkie oszczędności i udaje się w rejs do Hawany. Na statku poznaje nieco starszego od siebie prawnika Boba Grovera (Adolphe Menjou), w którym wnet się zakochuje, i to z wzajemnością. Problem w tym, że mężczyzna ma żonę, od której nie może odejść z uwagi na jej niepełnosprawność. Zdruzgotana Lulu żąda, by Bob trzymał się od niej z daleka, po czym zmienia mieszkanie i pracę, a kilka miesięcy później rodzi dziecko. Po latach Grover wreszcie ją odnajduje. Dawni kochankowie jednoczą się i w tajemnicy przed światem wychowują córkę Robertę (Myrna Fresholt). Gdy o istnieniu pociechy dowiaduje się Helen (Dorothy Peterson) – powracająca z europejskiego uzdrowiska małżonka Boba, najprawdopodobniej bezpłodna – on okłamuje ją, iż adoptował dziewczynkę. Lulu, chcąc uniknąć skandalu mogącego zaszkodzić politycznym losom lubego, odchodzi odeń, zostawiając latorośl pod jego nadzorem. Roberta dorasta (gra ją teraz Charlotte Henry), a Bob pnie się po szczeblach kariery i staje do rywalizacji o fotel gubernatora. Zdyskredytować stara się go Alan Holland (Ralph Bellamy; w piątej roli w karierze), naczelny gazety, w której Lulu udziela – o, ironio! – porad sercowych. By temu zapobiec, panna Smith przyjmuje zaręczyny szefa. Po ślubie dziennikarz – przejrzawszy jej zamiary – decyduje się opublikować materiał obnażający prawdę na temat pochodzącego z nieprawego łoża dziecka Boba, na co Lulu nie może pozwolić. Zabija męża. Trafia za kratki ze świadomością, że uchroniła kochanka i córkę przed upokorzeniem.
Frank Capra zabrałby się za „Zakazany owoc” (1932) wcześniej – zaraz po premierze niecieszącej się popularnością wśród widowni, choć artystycznie spełnionej „Cudotwórczyni” (1931) – gdyby nie spór pomiędzy Barbarą Stanwyck a Harrym Cohnem, szefem Columbia Pictures (nie czekając na rozstrzygnięcie konfliktu, reżyser zrobił najpierw „Platynową blondynkę”, wydaną w ostatnim kwartale 1931 roku). Aktorka, która nigdy – w przeciwieństwie do wielu osób z branży – nie podpisała kontraktu na wyłączność z żadnym studiem, we wczesnych latach trzydziestych zawierając umowy na określoną liczbę filmów zarówno z Columbią, jak i Warner Bros., odmówiła udziału w projekcie, gdyż czuła się oszukiwana przez Cohna na pieniądzach (magnat płacił jej 2 tysiące dolarów tygodniowo, ale tylko wtedy, gdy rzeczywiście była na planie zdjęciowym). Cohn wniósł skargę do sądu, zaś solidarni z nim Warnerowie oświadczyli, że nie zaangażują jej do nowego przedsięwzięcia, dopóki nie wypełni zobowiązań wobec konkurencyjnej wytwórni. Stanwyck, chcąc pozostać w obiegu, musiała odpuścić. Wprawdzie Cohn dopiął swego, ale i tak podniósł jej pensję do 5 tysięcy dolarów. Jakby komplikacji było mało, Stanwyck spadła z konia podczas kręcenia sceny przejażdżki po plaży. To jednak wciąż nie koniec. W trakcie realizacji utworu aktorka – wtedy w związku małżeńskim z Frankiem Fayem, uzależnionym od alkoholu przemocowcem i prekursorem stand-upu, nieradzącym sobie z rosnącą popularnością partnerki – odrzuciła kolejne oświadczyny zabiegającego o jej względy Capry, tym razem definitywnie.
Okoliczności powstania „Zakazanego owocu” przypominają telenowelę. Sęk w tym, że film również trąci operą mydlaną, i – co zakrawa na paradoks – nie ma w tym bynajmniej nic złego. Capra, zainspirowawszy się głośną powieścią „Boczna ulica” autorstwa Fannie Hurst – we wrześniu 1932 roku zekranizowaną przez Johna M. Stahla, dwa lata później wydaną w Polsce – stworzył wyciskacz łez o kobiecie żyjącej w głębokim cieniu mężczyzny, którego kocha, i to pomimo jego tchórzostwa. Lulu jest męczennicą. Rezygnuje z własnego szczęścia, byle tylko on był kontent. Zrzeka się opieki nad córką, żeby nie doszło do afery mogącej skompromitować Grovera. W tym samym celu zabija człowieka, którego dopiero co poślubiła. Co więcej, po śmierci Boba, mając w ręku sporządzony przezeń testament, w którym mężczyzna wyjawia wszystkie tajemnice, siwiuteńka już bohaterka postanawia zapaść się pod ziemię, niszcząc uprzednio dokument i wyrzucając go do śmieci, po to, by Roberta nigdy nie dowiedziała się, kto w istocie jest jej matką. Poświęcała się tak długo, że nie potrafi przestać.
Może i Boba dręczą wyrzuty sumienia, ale nie robi właściwie nic, by odmienić los panny Smith (los, który sam jej zresztą zgotował, bawiąc się z nią w rodzinę). Jakieś kroki podejmuje Alan, na okrągło prosząc podwładną o rękę (niczym Capra Stanwyck), lecz nie sposób podejrzewać go o to, by robił to z miłości. Lulu – jak zresztą wiele kobiet we wczesnych latach trzydziestych, a zwłaszcza w 1932 roku, najbardziej newralgicznym w dziejach Wielkiego Kryzysu – tonie w niewysłowionym bólu, który zadają jej mężczyźni. „Cierpię na kompleks Kopciuszka” – wyznaje w pewnym momencie protagonistka. „W chwili, gdy jestem najszczęśliwsza, najbardziej się boję”. „Czego?” – pyta Bob. „Tego, że wybije północ, a ja przestanę być księżniczką i wrócę na strych”. Uwierzywszy w tę diagnozę, Lulu decyduje się, tak na wszelki wypadek, nie wkładać pantofelków. A nuż czar pryśnie.
Zakazany owoc (1932)
Forbidden
COLUMBIA PICTURES ● Reżyseria: Frank Capra ● Scenariusz: Jo Swerling ● Wykonawcy: Barbara Stanwyck, Adolphe Menjou, Ralph Bellamy, Dorothy Peterson, Thomas Jefferson, Myrna Fresholt, Charlotte Henry i Oliver Eckhardt.
📅 15 stycznia 1932 roku ● 83 minuty