Dom Udręki
Herbert George Wells, brytyjski beletrysta i jeden z pionierów fantastyki naukowej, zadebiutowawszy pod koniec XIX wieku, niemal natychmiast zjednał sobie przychylność zarówno krytyków, jak i czytelników. W 1896 roku, mając raptem trzydzieści lat, wydał drugą w karierze książkę, a mianowicie „Wyspę doktora Moreau”, satyryczną antyutopię, po którą niespełna cztery dekady później sięgnęło Hollywood. Władze Paramountu, zachęcone sukcesem ociekającego seksualnymi aluzjami „Doktora Jekylla i pana Hyde’a” (reż. Rouben Mamoulian, 1931), kupiły prawa do adaptacji publikacji i zleciły swoim autorom prace nad scenariuszem. Po kwartale tekst był gotowy. Jako że pojawiła się w nim postać nieobecna na kartach prozy Wellsa, to jest Kobieta-Pantera, poszukujący nowych twarzy producenci rozpisali konkurs, którego intencją było wyłonienie osoby potrafiącej wcielić się w bohaterkę. Zgłosiło się około 60 tysięcy kandydatek. Rola powędrowała do modelki Kathleen Burke, która przed kamerą występowała ostatecznie do 1938 roku (po okresie spędzonym w Fabryce Snów, chcąc uciec od wizerunku wykreowanego na starcie, przeniosła się na deski teatru). Na krześle reżyserskim posadzono najpierw Normana Tauroga, ale wnet zastąpił go Erle C. Kenton, który wprawdzie miał na koncie sporo filmów, ale mało znaczących. Ekipa – w tym między innymi Karl Struss, operator nagrodzony, wespół z Charlesem Rosherem, Oscarem za zdjęcia do „Wschodu słońca” (reż. Friedrich Wilhelm Murnau, 1927) – weszła na plan dwa dni po złożeniu skryptu w centrali, a zeszła zeń cztery tygodnie później, a więc w sam raz, by „Wyspa doktora Moreau” (1932) mogła trafić do kin na Gwiazdkę.
Rozbitka Edwarda Parkera (Richard Arlen) wyławia z wody załoga statku towarowego transportującego nieoswojone ssaki, które zamówił urzędujący gdzieś na niewielkim skrawku lądu na Morzach Południowych badacz nazwiskiem Moreau (Charles Laughton). Parker, wysławszy narzeczonej Ruth Thomas (Leila Hyams) wiadomość, że jest cały i zdrowy, wdaje się w kłótnię z kapitanem frachtowca (Stanley Fields), który za karę zostawia go – wraz z ładunkiem – u wybrzeży wysepki. Doktor Moreau oraz jego asystent Montgomery (Arthur Hohl) witają przybysza z otwartymi ramionami i obiecują, że nazajutrz odstawią go tam, dokąd zmierzał. Nim to nastąpi, Edward poznaje Lotę (Burke), jedyną kobietę zamieszkującą okolicę. Parker, słysząc krzyki dobiegające z laboratorium, orientuje się, że coś tu nie gra.
Mężczyzna odkrywa, że otaczający go tubylcy są w rzeczywistości zwierzętami, które w wyniku zabiegów wiwisekcyjnych zostały przekształcone przez naukowca w humanoidy. Na jaw wychodzi, że Moreau, wyznający pogląd, jakoby wszystkie stworzenia dążyły do osiągnięcia ludzkiej formy, obrał sobie za priorytet przyspieszenie procesu ewolucji. Edward stara się opuścić wyspę, w czym przeszkadza mu coraz mniej gościnny gospodarz. Doktor, zaobserwowawszy u Loty, która tak naprawdę jest panterą, oznaki człowieczeństwa, pragnie dowiedzieć się, czy jest ona zdolna do reprodukcji. Do zapłodnienia jej potrzebuje zaś Parkera. Na szczęście na ratunek spieszy ukochanemu Ruth. Zwierzoludy, złamawszy ustanowione przez Moreau Prawo, mszczą się na swoim stwórcy, zabijając go jego własną bronią, czyli hakami, nożyczkami i skalpelami. Placówka staje w płomieniach. Lota ginie, a Edward i Ruth uciekają.
Na początku brudnej dekady miłośnicy tak zwanych „niesamowitek” – jak na łamach polskiej prasy międzywojennej określano filmy z pogranicza horroru i science fiction – nie mogli narzekać na braki w repertuarze. W samym 1931 roku powstały „Dracula” Toda Browninga, „Frankenstein” Jamesa Whale’a oraz wspomniany już utwór „Doktor Jekyll i pan Hyde”. Mrożąca krew w żyłach anegdota Kentona doskonale wtopiła się w to gatunkowe tło, przełamując dodatkowo tabu, którego widowiska świetlne nie zdążyły wcześniej naruszyć. Chodzi tu w głównej mierze o przeprowadzanie bolesnych eksperymentów na zwierzętach, które mają na celu ujarzmienie ich dzikiej natury. Eugeniką śmierdzi na odległość, i to nie tylko taką rozumianą naukowo, ale też światopoglądowo. Nie bez powodu gazeta „Dobry Wieczór! Kurjer Czerwony”, pisząc pod koniec 1933 roku o „masowej sterylizacji tych, którzy według Adolfa Hitlera nie powinni potomstwem swym psuć czystej krwi germańskiej”, gdyż „nie odpowiadają rasowemu programowi Führera”, porównała tę praktykę do „okropności znanych dotychczas z przerażających filmów w stylu «Wyspy doktora Moreau»”, gdzie „obłąkany jakąś ideą człowiek za pomocą wiedzy medycznej dokonuje piekielnych doświadczeń”.
Jakby tego było mało, tytułowy bohater dzieła Kentona, sadystyczny tyran bawiący się w demiurga, nie ogranicza się wyłącznie do chirurgii. Jak Bóg, który dał Mojżeszowi Dekalog, Moreau tworzy system zakazów i nakazów. Chcąc ucywilizować wrodzone instynkty i popędy, doktor przedstawia kodeks, za którego złamanie stworzone przezeń hybrydy czeka surowa kara. „Czyż nie jesteśmy Ludźmi?” – pyta Odmawiacz Prawa (pokryty grubą warstwą makijażu Bela Lugosi). Finalnie okazuje się, że nie. Doktorowi nie udaje się ujarzmić tkwiącej w zwierzętach dzikości. Niczym w kontrowersyjnych „Dziwolągach” (1932) Browninga monstra mszczą się na swym oprawcy, rozszarpując go i czyniąc zeń, przynajmniej na chwilę, „jednego z nich”.
Żadna z późniejszych wersji – ani ta Dona Taylora (1977) z Burtem Lancasterem, ani ta Johna Frankenheimera (1996) z Marlonem Brando – nie była w stanie dorównać wciąż aktualnemu i przypominającemu senny koszmar filmowi Kentona.
Wyspa doktora Moreau (1932)
Island of Lost Souls
PARAMOUNT PICTURES ● Reżyseria: Erle C. Kenton ● Scenariusz: Waldemar Young i Philip Wylie ● Wykonawcy: Charles Laughton, Richard Arlen, Leila Hyams, Bela Lugosi, Kathleen Burke, Arthur Hohl i Stanley Fields.
📅 22 grudnia 1932 roku ● 70 minut