Miłość przed śniadaniem
Niki (Maurice Chevalier), porucznik austriackiej armii stacjonującej bezczynnie w Wiedniu, jest po uszy zakochany we frywolnej skrzypaczce Franzi (Claudette Colbert). Podczas parady na cześć wizytującej miasto rodziny królewskiej z sąsiedniego Flausenthurmu, Niki flirtuje ze swą partnerką na odległość, puszczając jej oczko. Gest niespodzianie przechwytuje księżniczka Anna (Miriam Hopkins) – córka króla Adolfa XV (George Barbier) – odczytując go jako zniewagę. Wybucha skandal. Próbując udobruchać urażoną Annę, wojskowy wmawia panience, iż nie mógł się powstrzymać przed czynieniem awansów, gdyż poraziło go jej piękno. W tej sytuacji zauroczona dziewczyna nalega na ślub. Niki, nie chcąc zhańbić kraju i wylądować w więzieniu, nie ma wyboru – musi ożenić się z księżniczką. Młodzi pobierają się i wyjeżdżają do Flausenthurmu, dokąd za porucznikiem udaje się Franzi. Wojak i wiolinistka kontynuują rozpoczęty w Wiedniu romans, o którym w końcu dowiaduje się Anna. Franzi, widząc, że jej konkurentka zaiste darzy Nikiego ogromną miłością, postanawia usunąć się w cień, uprzednio ucząc arystokratkę, jak urzekać męża wdziękami.
Przewyborny „Uśmiechnięty porucznik” (1931) Ernsta Lubitscha, najbardziej dochodowy utwór, jaki wydało wtedy studio Paramount Pictures, powstał na podstawie operetki Oscara Strausa pod tytułem „Czar walca” (1906) według libretta Felixa Dörmanna i Leopolda Jacobsona (napisanego w oparciu o nowelę „Tylko książę małżonek” z „Księgi przygód” Hansa Müllera). Scenariusz doń stworzyli Ernest Vajda i Samson Raphaelson (ten drugi stał się w rezultacie ulubionym współpracownikiem reżysera). Jest to jedno z najdoskonalszych dzieł Lubitscha, lepsze od „Parady miłości” (1929) oraz omawianego tu „Monte Carlo” (1930). Aż skrzy się w nim od błyskotliwych dialogów oraz od erotycznych, skrajnie niegrzecznych i uwielbianych przez steraną widownię ery Wielkiego Kryzysu insynuacji.
Trudno zliczyć, ile razy w „Uśmiechniętym poruczniku” seks zostaje potraktowany eufemistycznie. Już we wstępie zawiera się więcej niż tysiąc słów. Oto krawiec dobija się do drzwi Nikiego. Kilkakrotnie korzysta z dzwonka. Nic. Poddaje się i odchodzi – literalnie – z kwitkiem. Wtem przed wejściem do mieszkania żołdaka zjawia się młoda kobieta. Puka rytmicznie, najpewniej zgodnie z wytycznymi. Ktoś wpuszcza ją do środka. Słodką tajemnicą pozostaje to, co dzieje się wewnątrz, ale jedno jest pewne i sugerowane przez zapalającą się, a następnie gasnącą lampę – dziewczyna opuszcza dom Nikiego nad ranem, spędziwszy z mężczyzną caluteńką noc.
Pomyśleć, że nie jest to wcale najlepsza elipsa w tym filmie! Jakiś czas później u oficera ląduje rozochocona Franzi. Bohaterowie całują się namiętnie, a ona stwierdza, iż powinna już iść, dodając, że wszak mogą się spotkać kolejnego dnia na kolacji. „Ależ nie każ mi czekać całej doby; jestem taki głodny!” – naciska Niki. Franzi mięknie i urozmaica harmonogram o popołudniową herbatkę. „A czemużby nie zjeść jutro rano śniadania?” – dopytuje wojskowy. „Nie ma mowy. Najpierw ziółka, potem wieczorna uczta, a dalej – może, może – wspólny posiłek o świcie” – upiera się kobieta. Żegnają się zmysłowo. Po cięciu Franzi i Niki siadają do stołu, a ona ma na sobie tę samą sukienkę, co wcześniej. Wszystko jasne.
Poszczególne sceny i wypowiadane kwestie zawsze zmierzają tu w tym samym kierunku, a mianowicie do łóżka. Komiczna i śmiertelnie poważna zarazem sekwencja, w której tuż przed nocą poślubną ceremonialnie ścielone jest królewskie posłanie, to wypisz wymaluj definicja sławetnego dotyku Lubitscha. „Powiadasz, że grasz na pianinie, tak? Może w takim razie wystąpimy kiedyś w duecie” – proponuje dwuznacznie Franzi. Na rzeczony dwugłos nie trzeba długo czekać – wystarczy zaledwie kilka taktów, by żołnierz oraz skrzypaczka zakochali się w sobie i wylądowali – a jakże! – pod kołdrą. „Nikt nie porusza strunami tak jak ty” – wyznaje spełniony Niki.
Pomiędzy tą dwójką płonie najprawdziwszy żar. Ich relacja buzuje od emocji. Skoro zaś miłość jest żywa, to smutek także. Gdy Niki musi ożenić się z Anną, zarówno on, jak i jego ukochana cierpią (co znamienne, Franzi, zostawiając na wycieraczce klucz do mieszkania lubego, wcale nie kończy definitywnie ich schadzek, lecz daje wyraz temu, jak nieobyczajnym filmem jest obraz Lubitscha). W małżeństwie księżniczki i jej nowego oblubieńca wieje z kolei chłodem. Niki nie chce konsumować związku. Czyżby tak był wierny pozostawionej w Wiedniu damie? Jak się ostatecznie wyjaśnia, niekoniecznie.
Jemu chodzi głównie o to, że jego żona jest dziewiczym reliktem minionej epoki – seksualnie utknęła bowiem w czasach, gdy fikcyjne Flausenthurm większe było od Austrii, a zatem jeszcze w średniowieczu. Kiedy więc Franzi – dziewczyna zaczynająca od śniadania, a przez to niezostająca na kolacji – uczy cnotliwą i jakże różną od siebie Annę sposobu na zerwanie z wiktoriańską pruderią, ta zmienia się nie do poznania (wszystko to za sprawą wykonanego w duecie o homoerotycznym zabarwieniu i zwieńczonego pocałunkiem dwóch pań numeru „Jazz Up Your Lingerie”). Oto czysta męska fantazja – księżniczka wrzuca wianek do ognia, by stać się wyzwoloną kobietą rodem z szalonych lat dwudziestych. I to się Nikiemu podoba. Popęd płciowy okazuje się silniejszy od miłości.

Uśmiechnięty porucznik (1931)
The Smiling Lieutenant
PARAMOUNT PICTURES ● Reżyseria: Ernst Lubitsch ● Scenariusz: Ernest Vajda i Samson Raphaelson ● Wykonawcy: Maurice Chevalier, Claudette Colbert, Miriam Hopkins, Charles Ruggles i George Barbier.
📅 1 sierpnia 1931 roku ● 89 minut