Wieczna miłość

Normę Shearer nazywano w latach trzydziestych Pierwszą Damą MGM, i to pomimo konkurencji w postaci, ot, choćby, Grety Garbo czy Joan Crawford. Owszem, była żoną Irvinga Thalberga, szarej eminencji studia, ale nie brakowało jej talentu. Zgarnęła zasłużonego Oscara za „Rozwódkę” (reż. Robert Z. Leonard, 1930). Ponadto należała do najlepiej opłacanych aktorek w branży. Filmy z jej udziałem zarabiały dużo, lecz nie na tyle, by wytwórnia rządzona przez Louisa B. Mayera mogła zachować płynność finansową w najtrudniejszej fazie Wielkiego Kryzysu. Żeby publiczność zechciała wydać w znoju uciułane dolary, trzeba było sparować Shearer z kimś, kto mógłby jej dorównać (zadaniu temu nie podołali ani Chester Morris, ani Rod La Rocque, ani nawet raczkujący wówczas w Fabryce Snów Clark Gable, zaś najbliżej sprostania wymaganiom był Robert Montgomery w „Życiu prywatnym” Sidneya Franklina z 1931 roku). Wiedział o tym Thalberg, który zaczął się rozglądać za taką osobą po innych towarzystwach.

Kandydatem wprost idealnym do zagrania u boku Shearer był Fredric March, który na zbliżającej się gali (18 listopada 1932 roku) miał otrzymać nagrodę Akademii za podwójną rolę w horrorze „Doktor Jekyll i pan Hyde” (1931) Roubena Mamouliana. Władze Paramountu wypożyczyły swego gwiazdora Thalbergowi, nie ostatni raz zresztą (vide: „Anna Karenina” Clarence’a Browna z 1935 roku), co dało mu okazję do sprawdzenia się w repertuarze bardziej prestiżowym niż ten proponowany mu przez rodzime przedsiębiorstwo. Projektem, o którym mowa, był oparty na sztuce „Smilin’ Through” z 1919 roku – autorstwa Jane Cowl i Jane Murfin, napisanej pod pseudonimem Allan Langdon Martin – wyreżyserowany przez wspomnianego już Franklina melodramat „Uśmiech szczęścia” (1932). Obsadę uzupełnił Leslie Howard, Brytyjczyk, który miał już na koncie kilka występów na rynku amerykańskim. Nazwiska całej trójki znalazły się w czołówce nad tytułem, co było sytuacją o tyle niecodzienną, że kontrakt Shearer zawierał klauzulę, zgodnie z którą tylko jeden wykonawca mógł dzielić z nią planszę otwierającą – w tym przypadku aktorka zrobiła wyjątek i zgodziła się, by pojawiły się na niej dane zarówno Marcha, jak i Howarda, lecz skreślone o 25 procent mniejszym stopniem pisma niż jej personalia.

Anglia, druga połowa XIX wieku. John Carteret (Howard) i Moonyean Clare (Shearer) stają na ślubnym kobiercu. Ceremonię przerywa wtargnięcie Jeremy’ego Wayne’a (March), zazdrosnego i odrzuconego kawalera, który oddaje strzał w kierunku pana młodego. Posłana przezeń kula dosięga kobietę. Moonyean kona w ramionach Johna, zaś ten poprzysięga zemstę. Wraz z upływem lat mężczyzna gorzknieje. Marząc o osłodzeniu mu bytu, jego przyjaciel (O. P. Heggie) zachęca go do adoptowania osieroconej właśnie siostrzenicy Moonyean. Carteret przyjmuje pod swój dach dziewczynkę, która dorasta na jego oczach. Kathleen (również Shearer) zakochuje się tymczasem w Amerykaninie imieniem Kenneth (także March), który wprowadza się do sąsiedniej posiadłości. Okazuje się, że to syn nieżyjącego już Jeremy’ego. John nie akceptuje ich związku. Młodzi, nie otrzymawszy błogosławieństwa od Cartereta, rezygnują z sakramentu małżeństwa. Kenneth wyjeżdża na front, a Kathleen czeka na niego cierpliwie. Wayne wraca z pola bitwy ranny. Odczuwany przezeń wstyd komplikuje jego stosunek do wybranki, lecz ona nie pozwala się odtrącić, zwłaszcza że John, widząc, jak głęboka miłość łączy tych dwoje, aprobuje wreszcie ich relację. Para się pojednuje. Zaraz potem Carteret umiera.

Nominowany do Oscara i pokonany przez „Kawalkadę” (reż. Frank Lloyd, 1933) „Uśmiech losu”, zgodnie skądinąd z przewidywaniami Thalberga, spotkał się z przychylnością i krytyki (wprawdzie na łamach polskiej prasy Jerzy Toeplitz utyskiwał, ale za to korespondent „Expressu Kaliskiego” donosił, że „zobaczyć film Franklina, to na parę godzin zapomnieć o bożym świecie”), i publiczności. Obraz, będący połączeniem wiktoriańskiego wręcz romansu i elementów nadprzyrodzonych (dzięki zdjęciom nakładanym Moonyean pojawia się tu pośmiertnie jako duch i to ona przekonuje Johna do zmiany zdania oraz wyzbycia się pielęgnowanej przez dekady nienawiści), był hitem, może aż nazbyt sentymentalnym („Sporo kobiet na widowni manipuluje chusteczkami” – zawiadamiał cytowany już „Express Kaliski”), ale za to jakże dochodowym (rachunek MGM zasiliły zebrane dookoła globu ponad 2 miliony dolarów) i perfekcyjnie zinterpretowanym (na czele z Shearer, która miała wątpliwości co do projektu, wynikające z faktu, iż obie kobiety, w jakie się wcielała, były zbyt dobre, pozbawione seksualnej żądzy). March potwierdził swą klasę, trzeci już raz – po „Doktorze Jekyllu i panu Hydzie” oraz „Strangers in Love” (reż. Lothar Mendes, 1932) – odgrywając dwóch bohaterów. Howard umocnił pozycję w Hollywood. Franklin przyznał natomiast po latach, że było to jego najlepsze doświadczenie reżyserskie.

Sztuka duetu Cowl-Murfin budowała morale Amerykanów. Dawała im nadzieję. Na Broadwayu wystawiono ją w momencie, gdy kraj podnosił się po Wielkiej Wojnie (zaraz potem, w 1922 roku, przeniesiono na ekran po raz pierwszy; dokonał tego tenże sam Franklin). Dźwiękowca zrealizowano w chwili, gdy Stany Zjednoczone pogrążone były w ekonomicznej depresji. W 1941, tuż przed przystąpieniem USA do działań zbrojnych, zaadaptowano ją ponownie (za kamerą stanął Frank Borzage, zaś przed nią – jako że to wersja muzyczna – Jeanette MacDonald, Brian Aherne oraz Gene Raymond).

Uśmiech szczęścia (1932)

Smilin’ Through

MGM ● Reżyseria: Sidney Franklin ● Scenariusz: Ernest Vajda i Claudine West ● Wykonawcy: Norma Shearer, Fredric March, Leslie Howard, O. P. Heggie, Ralph Forbes i Beryl Mercer.

📅 24 września 1932 roku ● 98 minut