Gra o życie
John B. Marsden (William Powell), którego zwą „Naturalnym Davisem” – być może dlatego, że tyle ma wrodzonych talentów – jest znanym nowojorskim hazardzistą. Gdy brat noszący ksywkę „Dzieciak” (Regis Toomey) informuje go w telegramie, że bierze ślub, John wysyła mu, bagatela, 10 tysięcy dolarów w ramach nie tylko prezentu, ale i zachęty do zejścia z niebezpiecznej pokerowej ścieżki. Czyżby gryzły go wyrzuty sumienia? Niewykluczone. Sam nie ma lekko. Właśnie dostał od żony (Kay Francis) papiery rozwodowe. I choć się kochają, kobieta ma dosyć nałogu męża, który co rusz obiecuje, że tym razem to już naprawdę z tym skończy, mamiąc dodatkowo wizją drugiego miesiąca miodowego, z dala od kasyn, kart i kości. Nic z tego. „Dzieciak” przyjeżdża do Wielkiego Jabłka ze świeżo poślubioną partnerką (Jean Arthur) w nadziei, że oto uda mu się zgarnąć sporą sumkę pieniędzy. Wkład przecież ma, a bez tego się nie obędzie. John, nie chcąc pozwolić, by młodzian poszedł w jego ślady, postanawia złamać kodeks hazardzisty i dać mu nauczkę. Ustawia grę, ale rzeczy dzieją się nie po jego myśli. Chłopak wygrywa. Wierzyciele zaczynają deptać „Naturalnemu Davisowi” po piętach i tylko kwestią czasu jest, aż dostanie śmiertelną kulkę.
Wyprodukowana przez Davida O. Selznicka „Ulica straconych szans” (1930)1 w reżyserii Johna Cromwella to film oparty dość luźno na losach niejakiego Arnolda Rothsteina (1882-1928), króla nowojorskiego półświatka, twórcy dobrze naoliwionej machiny, jaką w USA była amerykańsko-żydowska organizacja mafijna, zmarłego na skutek rany postrzałowej zadanej mu po słynnym, trwającym dwie doby maratonie pokerowym na Broadwayu, w serialu „Zakazane imperium” (2010-2014) sportretowanego przez Michaela Stuhlbarga. We wczesnych latach trzydziestych ludzie prowadzący kasyna cieszyli się taką samą popularnością jak choćby przemytnicy alkoholu w dobie prohibicji. Dostarczali ludziom to, czego ci potrzebowali, i to w myśl hasła, jakoby zakazany owoc smakował najlepiej. Twórcy hollywoodzcy sympatią darzyli hazardzistów zgłaszających gotowość do gry o najwyższe stawki. Ubierali ich zawsze w eleganckie, wieczorowe stroje. Czynili z nich dżentelmenów o nienagannych manierach i obliczach.
„Wspaniały facet. Przegrać z nim to prawdziwa przyjemność” – mówi o Johnie jeden z jego przeciwników. Główny bohater za dnia sprzedaje obligacje w wygodnym biurze ulokowanym gdzieś niedaleko Flatirona (wspaniałe zdjęcia budynku z epoki!), a nocami przywdziewa ksywkę i smoking, stając się najmocniejszym ryzykantem w mieście. Wszyscy go lubią, każdy szanuje. Zawsze wygrywa, nigdy nie oszukuje. Jest niczym mafijny boss, choć nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, by tak go nazwać. Człowiek sukcesu, nie ma co, zwłaszcza w tych jakże trudnych dla Amerykanów czasach (warto dodać, że o ekonomicznej depresji nie mówi się tu ani słowa). Bystry, zaradny, mający smykałkę do interesów. Poza tym, co ważne, kocha swą żonę, która może i ubolewa nad jego konszachtami z podziemiem, ale jednocześnie czerpie niemałe korzyści z bytowania na tak wysokim poziomie (kobieta stanowi co najwyżej ornament; reżyser nie ma czasu na jedno choćby zbliżenie jej twarzy). Jakby tego było mało, wspiera rodzinę, chcąc ustrzec jej członka przed zgubnymi skutkami hazardu. Sfingowana przezeń rozgrywka odbija się czkawką. „Dzieciakowi” sprzyja szczęście nowicjusza, co z kolei sprawia, że siedzący z nimi przy stole inni gracze zaczynają podejrzewać, iż to oni w istocie zostali wrobieni. John wpada we własną pułapkę, co Cromwell awizuje wcześniej, w jednej ze scen sprytnie umieszczając w kadrze ogromny neon o kształcie pajęczej sieci. Finał zaiste jest tragiczny. By pomóc bratu, „Naturalny Davis” poświęca samego siebie. Podpisuje wyrok kosztujący go życie. Nie zdąży nawet pożegnać się ze spieszącą mu na ratunek żoną, która znowu postanowiła wybaczyć. Tym razem rzeczywiście na próżno. Ten posępny, moralizatorski ton zdaje się przytłaczać widza, tym bardziej, że niewiele wskazywało na taki rozwój sytuacji. Skuteczne ostrzeżenie, jak zwykle w kinie z tego okresu. Nie tędy droga, drodzy Amerykanie.
To drugi wspólny film duetu Powell–Francis, zrealizowany zaraz po „Behind the Make-Up” (reż. Robert Milton, 1930). Selznick, wtedy zatrudniony w studiu Paramount, czuł pismo nosem, obsadzając tych dwoje obok siebie. Może i z czołówki wyraźnie wynika, że to obraz Powella – jego nazwisko pojawia się nad tytułem, a poza tym dostaje większość ekranowego czasu – ale wkrótce Francis mu dorówna: przeprowadzka do braci Warnerów uczyni z niej jedną z najlepiej opłacanych aktorek dekady, dziś nieco zapomnianą.
Ulica straconych szans (1930)1
Street of Chance
PARAMOUNT FAMOUS LASKY CORPORATION ● Reżyseria: John Cromwell ● Scenariusz: Howard Estabrook i Oliver H. P. Garrett ● Wykonawcy: William Powell, Jean Arthur, Kay Francis i Regis Toomey.
📅 8 lutego 1930 roku ● 75 minut
1 Polski tytuł nadany przeze mnie na potrzeby niniejszego cyklu.