Sceny z życia kamienicy

Zakochany w ruchomych obrazach King Vidor był jeszcze uczniakiem, gdy w rodzinnym Galveston w Teksasie rozpoczął pracę biletera i kinooperatora w tamtejszym przybytku X muzy. Studiowanie wyświetlanych filmów pchnęło go za kamerę. Do Hollywood wyjechał w 1915 roku, mając skończoną dwudziestkę. W Fabryce Snów imał się wszystkiego, aż wreszcie zaczął reżyserować, najpierw krótkie metraże, a potem utwory pełnospektaklowe. Przez jakiś czas, namówiwszy ojca, by ten sprzedał dobrze prosperujący tartak i zainwestował w przyszłość syna, prowadził założone dzięki pozyskanym pieniądzom maleńkie studio Vidor Village, po upadku którego – dość szybkim skądinąd – trafił pod skrzydła wytwórni MGM, gdzie zrealizował przełomową dlań antywojenną „Wielką paradę” (1925). Kolejnym kamieniem milowym w jego karierze był wciąż niemy „Człowiek z tłumu” (1928), w którym uchwycił koleje losu najzwyklejszego mężczyzny skazanego na anonimowość we wrogiej metropolii. W 1928 roku podpisał się pod dwoma dziełami z Marion Davies – mowa o „Show People” i „The Patsy” – której komediowy talent doceniał w takim stopniu, że w brudną dekadę wkroczył – zrobiwszy uprzednio „Dusze czarnych” (1929) z całkowicie afroamerykańską obsadą – dźwiękowym debiutem „Dulcynea” (1930) z tąże aktorką w roli głównej. Następnie był western „Billy Kid” (1930), najwcześniejszy panoramiczny tytuł nakręcony przez MGM, ale dopiero kolejny film – powstała dla Samuel Goldwyn Productions „Ulica” (1931) – jawi się w portfolio Vidora jako małe arcydzieło.

W upalne popołudnie przed kamienicą na Manhattanie gromadzą się jej pochodzący zewsząd mieszkańcy. Aż huczy od plotek. Wścibscy sąsiedzi rozprawiają o najświeższym ze skandali, czyli o romansie Anny Maurrant (Estelle Taylor), mężatki i matki dwojga dzieci, z mleczarzem Sankeyem (Russell Hopton). Gdy jej grubiański żonkoś Frank (David Landau) wyłania się zza rogu, rozmówcy milkną, zaś on publicznie karci połowicę za to, że ta nie wie, gdzie szlaja się ich potomstwo. W Rose (Sylvia Sidney; rola przeznaczona pierwotnie dla Nancy Carroll), córce Maurrantów, kocha się Sam Kaplan (William Collier Jr.), syn żydowskich imigrantów zajmujących lokal na parterze. Dziewczyna bardzo lubi chłopaka, ale nie wie, czy potrafi odwzajemnić głębsze uczucia. Nazajutrz, gdy pan Maurrant wychodzi do roboty, Anna zaprasza do siebie Sankeya. Frank niespodziewanie wraca i przyłapuje żonę na gorącym uczynku. Jako że jest podchmielony, strzela do kobiety i jej kochanka, po czym ucieka. Zostaje złapany po kilku godzinach. Wiedząc, że czeka go krzesło elektryczne, przeprasza Rose. Jego skonsternowana i straumatyzowana córka odrzuca oświadczyny próbującego ją pocieszyć Sama i decyduje się na opuszczenie kamienicy wraz z młodszym bratem.

Vidor oparł swój film na nagrodzonej Pulitzerem sztuce Elmera Rice’a „Street Scene”, która na Broadwayu zadebiutowała w 1929 roku (wystawiono ją ponad sześćset razy). „Ulica”, podobnie jak materiał źródłowy, niemal w całości – z wyjątkiem ujęcia w taksówce – rozgrywa się na tle charakterystycznej dla Nowego Jorku kamienicy. W robotniczej dzielnicy Hell’s Kitchen (najpewniej w okolicy Columbus Circle), która jawi się tu jako żywy organizm, pulsująca tkanka miejska, kamera – prowadzona z istną wirtuozerią i wprawiona w zdumiewający ruch, przynajmniej jak na wczesne kino dźwiękowe, przez George’a Barnesa i niewymienionego w czołówce Gregga Tolanda – obserwuje dwa dni z życia mieszkańców czynszówki. Przed zbrodnią nic się tu nie dzieje. Ludzie narzekają na spiekotę i kłócą się o szeroko rozumianą politykę, marząc zarazem o lepszym świecie. Włosi, Irlandczycy i Rosjanie tworzą tygiel narodów, w którym wrze. Kamuflowane uprzedzenia na tle rasowym i płciowym oraz małżeńskie zdrady i alkoholizm znajdują ujście i wychodzą na światło dzienne. Mówi się tu – z różnymi akcentami – o eksmisjach i chęci posiadania dzieci, o kapitalizmie i socjalizmie, o katolicyzmie i judaizmie, o rozwodach i morderstwach rozpalających wyobraźnię czytelników brukowców. W dwóch skalach – mikro i makro – Vidor kreśli złożoną historię Ameryki u zarania XX wieku. Rice, nie zmieniwszy ani słowa ze swej sztuki, stworzył scenariusz, który umożliwił reżyserowi realizację fresku pełnego emocji, pragnień i pokus. Niczym sąsiedzi zaglądający sobie w okna, tak i widz – dzięki geniuszowi Vidora i wszędobylskiej kamerze – może w tym audiowizualnym dziele zobaczyć, czym żyły Stany Zjednoczone przełomu lat dwudziestych i trzydziestych.

Vidorowi zależało na tym, by urozmaicić swój film licznymi efektami akustycznymi, dźwiękami płynącymi z tytułowej ulicy, lecz Samuel Goldwyn – dla którego był to ogromny sukces – obawiał się, że na tak wczesnym etapie kina mówionego zaproponowana przez reżysera kakofonia zniechęci publiczność. Tak oto zatrudniono broadwayowskiego kompozytora i dyrygenta Alfreda Newmana, który stworzył muzykę ilustracyjną z prawdziwego zdarzenia, jazzującą partyturę wzorowaną na „Błękitnej rapsodii” George’a Gershwina i stanowiącą instrumentalny podkład dla powszedniości Wielkiego Jabłka. Trudno sobie wyobrazić, by filmu Vidora nie widzieli Woody Allen, którego otwierająca sekwencja „Manhattanu” (1979) wydaje się hołdem dla „Ulicy”, czy Spike Lee, reżyser „Rób, co należy” (1989), autor dużo późniejszej historii portretującej to, co dzieje się z nowojorczykami w upalny dzień.

Plakat filmu "Ulica" (reż. King Vidor, 1931)

Ulica (1931)

Street Scene

SAMUEL GOLDWYN PRODUCTIONS ● Reżyseria: King Vidor ● Scenariusz: Elmer Rice ● Wykonawcy: Sylvia Sidney, William Collier Jr., Estelle Taylor, Beulah Bondi, David Landau, Matt McHugh, Russell Hopton, Greta Grandstedt, Eleanor Wesselhoeft, Nora Cecil, Walter Miller, George Humbert i Walter James.

📅 5 września 1931 roku ● 80 minut