Prawnik ze sztetla
Adam Garbicz i Jacek Klinowski scharakteryzowali go tak: „William Wyler należy do tych, którzy osiągnęli mistrzostwo warsztatowe drogą stopniowego doskonalenia i starannego doboru przemyślanych rozwiązań inscenizacyjnych”. Dalej autorzy pierwszego tomu „Kina, wehikułu magicznego” konstatowali, iż „Wyler podejmuje coraz ambitniejsze tematy, jego aranżacja staje się precyzyjniejsza, drewniany akademizm zaczyna nabierać rumieńców życia, szczególnie zaś interesująco rośnie bogactwo opisu psychiki postaci”.
Wprawdzie karierę zaczynał w połowie lat dwudziestych od „tuzinkowych westernów średniometrażowych”, ale już w brudną dekadę wszedł jako reżyser dojrzały (lub przynajmniej dojrzalszy). Pracował powoli. Jedna, góra dwie pozycje w portfolio rocznie (Wellman, jego imiennik, robił w podobnym okresie po pięć czy sześć tytułów na sezon). Zrealizowawszy „Wyrok morza” (1931), najwcześniejszy utwór, w którym można doszukać się elementów przywoływanych przez Garbicza i Klinowskiego, wziął się za projekty nieistotne dla ogółu jego filmografii, a mianowicie „Tom Brown of Culver” (1932) oraz „Her First Mate” (1933). Jakaż musiała być radość Wylera, gdy dowiedział się, że Carl Laemmle Junior nabył prawa do adaptacji sztuki „Counsellor-at-Law” Elmera Rice’a (za, bagatela, 150 tysięcy dolarów), a jego przydzielił do jej zekranizowania.
Trzyaktówka Rice’a – nagrodzonego Pulitzerem dramaturga, którego „Street Scene” przerobiono na wprost rewelacyjną „Ulicę” (1931) Kinga Vidora – była ogromnym hitem. Na Broadwayu zagrano ją 412 razy, i to nie licząc wznowienia w 1942 roku (dodatkowe 258 przedstawień). W niepozornej opowieści, której akcja rozgrywa się na przestrzeni tygodnia w kancelarii adwokackiej, znalazło się miejsce na szereg jakże aktualnych w epoce Wielkiego Kryzysu kwestii, począwszy od przemiany potomka żydowskich imigrantów z pucybuta w milionera (na deskach teatru w rolę tę wcielił się Paul Muni), skończywszy natomiast na napięciach klasowych pomiędzy reprezentantami nowojorskiej elity a małymi człowieczkami ze społecznych nizin. Rice, podobnie skądinąd jak w przypadku „Ulicy”, osobiście napisał skrypt, który Wyler – przywróciwszy najpierw wątki usunięte przez scenarzystę – nakręcił w ciągu półtora miesiąca, organizując dzieło wyraziste i intensywne, czyli „Szary pokój” (1933).
George Simon (coraz bardziej uzależniony od alkoholu, a przez to stwarzający mnóstwo problemów na planie John Barrymore), odnoszący sukcesy prawnik, który wyrwał się ze sztetla na Lower East Side i otworzył praktykę na Manhattanie, zarabia krocie na głośnych postępowaniach trafiających na czołówki gazet (takich jak, ot, choćby, niedotrzymanie obietnicy małżeństwa), ale – jako że nie zapomniał o tym, skąd pochodzi – świadczy też usługi pro bono, pomagając w ten sposób obywatelom niemogącym sobie pozwolić na opłacenie obrońcy. Gdy okazuje się, że niejaki Francis Clark Baird (Elmer Brown), jego kolega po fachu, ma na niego haki – otóż wszystko wskazuje na to, że Simon przekroczył w przeszłości uprawnienia, przedstawiając przed sądem fałszywe alibi dla wywodzącego się z tego samego środowiska Johana Breitsteina (John Qualen) – grozi mu wydalenie z palestry.
Chcąc ratować skórę, George odwołuje podróż do Europy, którą miał odbyć z żoną, lwicą salonową i gojką Corą (Doris Kenyon), kobietą pogardliwie traktującą jego przywiązanie do korzeni. Ona zaś, obawiając się skandalu z udziałem męża, decyduje się wypłynąć za ocean. Simon zleca swym ludziom znalezienie i wywleczenie na światło dzienne brudów na Bairda. Kiedy tylko dowiaduje się, że Harry (Vincent Sherman), syn zaprzyjaźnionej Sarah Becker (Malka Kornstein) i młody komunista, którego wyciągnął z aresztu, umiera w wyniku obrażeń, jakich doznał za kratkami, popada w przygnębienie. Nastrój poprawiają mu podwładni, którzy docierają do materiałów pogrążających szantażystę. Sęk w tym, że równocześnie na jaw wypływa, iż Cora nie wyruszyła na Stary Kontynent samotnie, lecz z utrzymankiem, to jest Royem Darwinem (Melvyn Douglas). Przytłoczony wydarzeniami George postanawia popełnić samobójstwo. Już ma skoczyć z Empire State Building, w którym mieści się jego biuro, gdy do gabinetu wkracza zakochana w nim po uszy Regina Gordon (Bebe Daniels), informując go, że właśnie zlecono im kolejną intratną sprawę.
Choć „Szary pokój” był przedsięwzięciem ryzykownym (nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż na etapie produkcji Barrymore inkasował aż 25 tysięcy dolarów), to odniósł sukces zarówno komercyjny, jak i krytyczny. Spora w tym zasługa precyzyjnej konstrukcji fabularnej (trzy dni i trzy różne pory – poranek, popołudnie i wieczór – obłędnie montowane przez Daniela Mandella), znakomicie zbudowanej atmosfery, jaka panuje w kancelarii (przypominającej gwarne redakcje z komedii gazetowych w stylu „Strony tytułowej” Lewisa Milestone’a z 1931 roku), a także wielowymiarowych bohaterów, i tych głównych, i tych epizodycznych (vide: grana przez Isabel Jewell sekretarka, bez wysiłku łącząca odbieranie wiecznie dzwoniących telefonów z pogaduchami ze współpracownikami).
W centrum historii stoi George, wokół którego orbitują inni: skromna i wciąż pamiętająca trudne czasy matka (Clara Langsner), niewierna i wyniosła żona (mająca dzieci z poprzedniego związku!) oraz skrycie szalejąca na jego punkcie i zawsze lojalna asystentka. Tempo jest tu tak imponujące, że w końcu wszystkim udzielają się emocje (na czele z widzem). Oto doskonałe kino sądowe, którego intryga – zawiązująca się nie na sali rozpraw, a za kulisami – wciąga od początku do końca.

Szary pokój (1933)
Counsellor at Law
UNIVERSAL PICTURES ● Reżyseria: William Wyler ● Scenariusz: Elmer Rice ● Wykonawcy: John Barrymore, Bebe Daniels, Doris Kenyon, Onslow Stevens, Isabel Jewell, Melvyn Douglas, Thelma Todd, Mayo Methot, Vincent Sherman, Clara Langsner, Robert Gordon i John Qualen.
📅 25 grudnia 1933 roku ● 82 minuty



