Małpie sztuczki
Lata trzydzieste, zwłaszcza era przedkodeksowa (1930-1934), to czas, w którym hollywoodzka komedia za nic miała autorytety. Wystarczy rzut oka na filmy z udziałem Mae West czy W. C. Fieldsa. Do granic pogardy – może nawet ją przekraczając – gatunek wynieśli jednak bracia Marx. Było ich pięciu. Wszyscy zaczynali w wodewilu. Pierwszy duży sukces na Broadwayu odnieśli w 1925 roku dzięki sztuce, która cztery lata później została zekranizowana przez Paramount Pictures. Mowa o „Orzechach kokosowych” (reż. Robert Florey, Joseph Santley, 1929).
Ich lekceważące poczucie humoru od samego początku opierało się na surrealizmie, absurdzie, anarchii. Sednem filmów, w których się pojawili, jest sprzeciw wobec świętościom i konwenansom, kpina z poważnych instytucji i profesji, a także drwina ze sztuki wysokiej reprezentowanej przez napuszonych bogaczy ze Wschodniego Wybrzeża. Cynizm i prześmiewczy ton czuć nie tylko w tematyce ich obrazów, ale i w języku, często dalekim od oficjalnego, bliskim za to ulicy i codzienności, będącym w istocie żargonem.
Już na wczesnym etapie kariery rodzeństwo ustaliło swe komiczne persony, nie zmieniając ich do końca pracy w show-biznesie. I tak oto Groucho jest zawsze sardonicznym kalamburzystą plotącym często dyrdymały; Chico to naciągany imigrant z równie fałszywym włoskim akcentem, który etykietę ma w poważaniu; Harpo zaś jawi się jako przebiegły intrygant o mentalności dziecka, urwis i nicpoń, który zamiast mówić, komunikuje się przy pomocy pantomimy i fizycznej ekspresji. Dwaj pozostali, a więc Zeppo i Gummo – choć początkowo wychodzili z braćmi na scenę, a ten pierwszy przez jakiś czas grywał z nimi przed kamerą, wchodząc w skład kwartetu – mieli na siebie inny pomysł, nadal jednak związany z przemysłem rozrywkowym. Wodewil pozwolił im na zrozumienie siebie jako solowych artystów, ale też nauczył działać w zespole. Panowie do perfekcji opanowali bowiem sztukę improwizacji, a ich dwa debiutanckie tytuły to w rzeczywistości sfilmowany teatr (co znamienne, już po zakończeniu popisów na Broadwayu wciąż występowali przed żywą publicznością, chcąc poznać jej reakcje na ich gagi).
„Sucharki w kształcie zwierząt” (1930) wyreżyserował Victor Heerman, wcześniej – jak zresztą wielu – zatrudniony przez Macka Sennetta, później – wraz z żoną Sarah Y. Mason – nominowany do Oscara za scenariusz „Małych kobietek” (reż. George Cukor, 1933), ponieważ ponoć tylko on był w stanie utemperować małpie wręcz wybryki nowych gwiazd kinowej komedii (popularna jest anegdota, jakoby stojąca na planie cela więzienna z innego projektu Paramountu służyła za miejsce, w którym zamykano braci, gdy wymykali się spod kontroli!). Fabuła tego filmu, jak i większości dzieł z Marxami, nie ma najmniejszego znaczenia; jest zwyczajnie pretekstowa. Ważne jest to, że podczas przyjęcia zorganizowanego przez panią Rittenhouse (etatowo wcielająca się w bogate wdowy Margaret Dumont) na cześć słynnego afrykańskiego odkrywcy, kapitana Jeffreya T. Spauldinga (Groucho), znika cenny obraz, który cała ferajna – łącznie z Profesorem (Harpo) oraz muzykiem Ravellim (Chico) – stara się odzyskać, generując chaos i totalne szaleństwo. Za podstawę skryptu posłużył musical napisany przez George’a S. Kaufmana i Morriego Ryskinda (grany przez Groucho bohater śpiewa tu skądinąd piosenki, które stały się ogromnymi hitami, a więc „Hello, I Must Be Going” oraz „Hooray for Captain Spaulding”; obie wykorzystane jako ilustracja w filmach Woody’ego Allena, wielkiego fana komików).
„Pewnego ranka zastrzeliłem słonia w piżamie” – mówi kapitan, a zaraz potem dopowiada: „Jakim cudem zmieścił się w moją piżamę, nie mam zielonego pojęcia!”. To jeden z wielu przykładów zabawy z językiem. Część żartów funkcjonuje dobrze tylko w oryginale. Nie sposób przetłumaczyć ich na polski, jak choćby dowcipu w scenie, w której Ravelli prosi Profesora o latarkę, a ten po kolei wyciąga zza pazuchy rybę, piersiówkę czy flet, ponieważ po angielsku słowa te brzmią podobnie. Całość jest doprawdy głupkowata, nie tak udana jak „Orzechy kokosowe”, ani tym bardziej późniejsza „Kacza zupa” (reż. Leo McCarey, 1933) będąca arcydziełem wczesnej komedii mówionej. Postrzelone gry werbalne, równie zwariowane gagi inspirowane slapstickiem Charliego Chaplina czy Bustera Keatona działają do dziś, ale utwór Heermana ogląda się raczej jak przeciągnięty skecz kabaretowy, pełen stereotypów etnicznych, klasowych i płciowych.
Sucharki w kształcie zwierząt (1930)
Animal Crackers
PARAMOUNT PICTURES ● Reżyseria: Victor Heerman ● Scenariusz: Morrie Ryskind ● Wykonawcy: Groucho Marx, Harpo Marx, Chico Marx, Zeppo Marx, Lillian Roth i Margaret Dumont.
📅 6 września 1930 roku ● 98 minut