Gorący temat
Ben Hecht, jawiący się dziś jako jeden z synonimów hollywoodzkiego scenariopisarstwa, był jeszcze nastolatkiem, gdy zahaczył się na staż w jednej z chicagowskich redakcji, gdzie następnie – już jako reporter – odebrał staranną edukację w zakresie haniebności ludzkiej natury. Relacjonując nikczemne działania policji, polityków i gangsterów językiem barwnym oraz cynicznym zarazem – językiem, którym później przesiąknęły jego skrypty (vide: „Człowiek z blizną” Howarda Hawksa z 1932 roku) – prezentował wizję świata jako miejsca na wskroś zepsutego, przemoczonego apatią. Na początku ery jazzu zarabiał jako prozaik i dramaturg. Obracając się w środowisku artystycznej bohemy, poznał Charlesa MacArthura, wtedy również weterana dziennikarstwa, z którym w 1928 roku rozpoczął owocną współpracę. To właśnie wówczas panowanie napisali sztukę odsłaniającą prawdziwe oblicze żerującej na krzywdzie innych żurnalistyki i będącą kamieniem węgielnym dla szeregu anegdot skupionych wokół prasy i związanych z nią osób.
Jako że satyra okazała się bezprecedensowym sukcesem broadwayowskim, wnet upomniało się o nią kino, na przestrzeni dekad ekranizując lub przynajmniej parafrazując ją kilkakrotnie. Najbliższa oryginałowi, głównie z uwagi na brak jakichkolwiek instytucjonalnych ograniczeń, wydaje się obecnie wersja z 1974 roku, wyreżyserowana przez Billy’ego Wildera. Najbardziej znaną z kolei iteracją jest przypuszczalnie „Dziewczyna Piętaszek” (1940), w której Hawks – odczytujący tę historię jako opowieść miłosną – dokonał znaczącego przeniesienia akcentów, zmieniając płeć jednego z reporterów z męskiej na żeńską. Obu tych filmów nie byłoby z pewnością, gdyby nie pierwsza adaptacja dzieła duetu Hecht-MacArthur, a mianowicie „Strona tytułowa” (1931) autorstwa nagrodzonego Oscarem za „Na Zachodzie bez zmian” (1930) Lewisa Milestone’a.
Hildy Johnson (odtwarzający tę rolę także na deskach teatru Pat O’Brien), prawdopodobnie najlepszy pismak w mieście, zakochawszy się w Peggy (Mary Brian), postanawia odejść z redakcji. Z tą decyzją nie może pogodzić się Walter Burns (Adolphe Menjou; zastąpił on zmarłego na raka Louisa Wolheima, którego debiut reżyserski – „The Sin Ship” z 1931 roku – wszedł do obiegu w tym samym miesiącu), gotów na wszystko – byle tylko zatrzymać reportera na stanowisku – naczelny „The Morning Post”. Tak się składa, że tuż przed egzekucją z więziennej celi ucieka skazany na śmierć Earl Williams (George E. Stone). To wprost idealny materiał dla Hildy’ego, w dodatku na wyłączność – zbieg ukrywa się bowiem w pokoju prasowym, do którego Johnson zamyka drzwi na klucz. Chroniąc delikwenta i oszukując kolegów po fachu z konkurencyjnych gazet, Hildy wpada na jeszcze grubszą aferę, w którą zamieszani są burmistrz (James Gordon) i szeryf (Clarence Wilson). Peggy tymczasem czeka nań na dworcu, z którego mają ruszyć do Nowego Jorku, gdzie jej ukochany ma objąć zapewnioną przez wujka posadę w agencji reklamowej, zaś Walter – pewien, iż uda mu się przekonać kompana do pozostania w robocie – jest w siódmym niebie.
Zaadaptowana przez Bartletta Cormacka i Charlesa Lederera (autorzy sztuki zażądali zbyt dużego honorarium, by zlecić im to zadanie), wyprodukowana przez należącą do Howarda Hughesa The Caddo Company oraz dystrybuowana przez United Artists „Strona tytułowa”, która już na poziomie oryginalnej czołówki – opartej nie na statycznych planszach, a na wertowanym wydaniu dziennika zatrudniającego Waltera i Hildy’ego – składa widzowi obietnicę obcowania z kinem reporterskim co się zowie, łączy w sobie szorstkość i slangowość Hechta z wyrafinowaniem MacArthura. Tusz drukarski, którego obaj używali w trakcie pisania tego jakże ryzykownego komediodramatu, aż wylewa się na celuloidową taśmę. Film Milestone’a jest więc wiwisekcją funkcjonowania pewnych kręgów, które we wczesnych latach XX wieku mogły uchodzić w Ameryce za nobliwe, podczas gdy w rzeczywistości przypominały stado sępów lub hien czyhających na kawałek padliny. Dziennikarze portretowani przez twórców to jednostki bezduszne, zdemoralizowane i pozbawione skrupułów (Burns jest bodaj najgorszy z całej tej zgrai, o czym świadczy scena perfidnego manipulowania bohaterem granym przez świetnie neurotycznego Edwarda Everetta Hortona). Czwarta władza, która miała patrzeć innym na ręce, sama ma je zanurzone, i to aż po łokcie, w łajnie. Byle tylko mieć temat na okładkę. Reszta nie ma znaczenia.
Wprawdzie rok 1931 to okres, w którym kino wciąż było – paradoksalnie – mało ruchome, Milestone, wzorując się na specyfice realiów, które odtwarza, w warstwie audiowizualnej kolejny już raz wyprzedza epokę. Nie dość, że całość filmowana jest przy użyciu wyjątkowo mobilnej kamery, to jeszcze dynamiczny montaż, zwłaszcza symultaniczny, wynosi akcję na bliski atmosferze panującej w roztętnionej redakcji poziom. To i tak nic – świetnie skonstruowany scenariusz, którego nie byłoby, co oczywiste, bez charakteryzującej się błyskawicznym tempem sztuki Hechta i MacArthura, pozwala mu na eksperymentowanie z dźwiękiem poprzez miksowanie i nakładanie na siebie nagranych niemal na jednym wdechu odrębnych ścieżek. Pokój prasowy, w którym pismacy grają w karty, przyglądając się od niechcenia testom szubienicy, rzucają niewybredne komentarze pod adresem pań, rozprawiają nad zbliżającymi się wyborami i dyskutują na temat tego, jakie znaczenie do wyroku mógł mieć fakt, iż zastrzelony przez Williamsa policjant był czarny, dosłownie żyje i do dziś stanowi inspirację dla kina gazetowego.
Strona tytułowa (1931)
The Front Page
THE CADDO COMPANY ● Reżyseria: Lewis Milestone ● Scenariusz: Bartlett Cormack i Charles Lederer ● Wykonawcy: Adolphe Menjou, Pat O’Brien, Mary Brian, Edward Everett Horton, Walter Catlett, George E. Stone, Mae Clarke, Slim Summerville, Matt Moore, Frank McHugh, Clarence Wilson i James Gordon.
📅 4 kwietnia 1931 roku ● 101 minut