Klient nasz pan
Jerry (Joan Crawford), Connie (Anita Page) i Franky (Dorothy Sebastian) są najlepszymi przyjaciółkami. Pracują w ekskluzywnym domu handlowym: pierwsza jako modelka, druga jako sprzedawczyni perfum, trzecia zaś jest ekspedientką w dziale z tekstyliami. Nie wiedzie im się najlepiej. Wynajmują tanie i obskurne mieszkanie, na kolacje jadają dania z puszki. Marzą o luksusie. Franky wreszcie dostaje szansę, by wyrwać się z ponurego świata i przenieść do sfery nowojorskiej socjety. Wszystko za sprawą Martina (John Miljan), który nie dość, że kupuje u niej towar w ilościach hurtowych i płaci gotówką, to jeszcze zaprasza na randkę. Connie staje przed podobną okazją, gdy David (Raymond Hackett), syn jej szefostwa, z którym od jakiegoś czasu się umawia, wreszcie przekonuje ją do rzucenia roboty. Tony (Robert Montgomery), starszy brat chłopaka, podkochuje się w Jerry, ale ta – widząc, że mężczyzna gra nieczysto – odrzuca kandydata. Zaraz potem Martin okazuje się pospolitym gangsterem, którego zgarnia policja, przez co Franky wraca na rodzinną farmę. David najpierw zdradza Connie, a potem poślubia kochankę, w wyniku czego zrozpaczona dziewczyna popełnia samobójstwo. Zanim jednak wydaje ostatnie tchnienie, Jerry – przy pomocy Tony’ego – namawia Davida, by ten się z nią pożegnał. Tak też się staje, a kobieta – obserwując starania Tony’ego – postanawia za niego wyjść.
Harry Beaumont, świeżo po realizacji „Dziewczyny z Florodory” (1930), wziął się za kontynuację jednego ze swych największych hitów, a mianowicie niemego przeboju „Nasze roztańczone córki” (1928), który zresztą już kilka miesięcy po premierze doczekał się dalszego ciągu w postaci filmu „Taniec wśród serc” (1929) wyreżyserowanego przez Jacka Conwaya (Beaumont był tego roku zajęty pracami nad „Melodią Broadwayu”). Choć nominalnie jest to trylogia, to jej poszczególne części są ze sobą luźno połączone, co oznacza tyle, że ostatni z obrazów – „Panny młode w rumieńcach” (1930)1 – nie tylko nie rozwija wątków z poprzednich utworów, to na dodatek przedstawia zupełnie inne bohaterki, choć grane przez te same aktorki.
To czwarty dźwiękowy występ Joan Crawford, dopiero co obecnej w „Księżycu nad Montaną” (reż. Malcolm St. Clair, 1930), lecz pierwszy, który tak wyraźnie zrywa z jej wizerunkiem mającej pstro w głowie flapperki i przedstawia gwiazdę w innej roli: silnej, pewnej siebie i ostrożnej kobiety. To już nie lekkomyślna i jazzująca dziewczyna, a dorosła panna, która wie, czego chce, ale niczego nie ma zamiaru osiągać za wszelką cenę. Zdaje się, że jej Jerry jest jedyną w tym filmie osobą, która widzi, co jest na rzeczy, zawczasu przestrzegając przyjaciółki przed szemranymi adoratorami. To nie tak, że nienawidzi mężczyzn. Ona zwyczajnie rozumie, jak okropni mogą oni być, dlatego stara się chronić i siebie, i koleżanki, które nie chcą jej słuchać.
Grany przez szalenie zapracowanego w 1930 roku Montgomery’ego Tony popełnia ogromny błąd, gdy zaprasza – a właściwie zwabia – Jerry do swego wystawnego i okazałego domku na drzewie (!), a następnie ujawnia, że ma zadatki na istnego drapieżnika, człowieka nadużywającego władzy i pozycji, by dobrać się do majtek niewinnej dziewczyny. Bohater jest przyzwyczajony, że zawsze dostaje to, czego pragnie, ale nie z Jerry te numery. Może to nie najlepsze porównanie, ale przekonująco zinterpretowana przez Crawford protagonistka, realnie troszcząca się o bliskich i współczująca, kiedy dzieje im się krzywda, jest niczym trzecia świnka z ludowej baśni: ta pracowita, staranna, zdeterminowana i wyczuwająca niebezpieczeństwo. Mężczyźni są zaś wilkami. Jerry chciałaby się mylić co do ich oceny, ale nigdy dotąd intuicja jej nie zawiodła. To wielka szkoda, że w tym progresywnym kinie kobiecym w finale zostaje wszystko zaprzepaszczone, a ona wychodzi za Tony’ego.
Niemniej jednak, film Beaumonta doskonale rozumie czasy, w jakich powstał, pokazując panie już nie beztrosko tańczące charlestona, ale pracujące, by utrzymać się na powierzchni w dobie Wielkiego Kryzysu. Można ponadto żałować, że sekwencji pokazu, podczas którego prezentowane są najnowsze trendy w modzie żeńskiej lat trzydziestych – od bielizny po stroje sportowe i wieczorowe – nie udało się nakręcić w dwupasmowym choćby Technicolorze, tym bardziej, że pojawia się tu segment niemal żywcem wyjęty z późniejszych filmów Busby’ego Berkeleya.
Panny młode w rumieńcach (1930)1
Our Blushing Brides
MGM ● Reżyseria: Harry Beaumont ● Scenariusz: Bess Meredyth, John Howard Lawson i Edwin Justus Mayer ● Wykonawcy: Joan Crawford, Anita Page, Dorothy Sebastian, Robert Montgomery, Raymond Hackett i John Miljan.
📅 1 sierpnia 1930 roku ● 99 minut
1 Polski tytuł nadany przeze mnie na potrzeby niniejszego cyklu.