Czcij matkę

Powstały na podstawie opublikowanego w 1871 roku na łamach „Harper’s Weekly” wiersza amerykańskiego poety Willa Carletona niemy obraz „Over the Hill to the Poorhouse” (reż. Harry F. Millarde, 1920) był jednym z największych hitów Fox Film Corporation (na jego produkcję wydano zaledwie 100 tysięcy dolarów, a zarobiono trzydziestokrotność tej kwoty). Utwór ten stał się istną sensacją ery jazzu. Nie dość, że bite dwa lata grano go wzdłuż i wszerz Stanów Zjednoczonych, to jeszcze – z uwagi na przekaz zawarty w klechdzie o owdowiałej kobiecie zaniedbanej przez dzieci i oddanej do tytułowego przytułku – rozbudził w młodych ludziach, niczym wcześniej sensacyjna poezja Carletona moralność Amerykanów, poczucie odpowiedzialności za rodziców. Pisarz Upton Sinclair, przeprowadziwszy serię wywiadów z Williamem Foxem, szefem wytwórni, wysnuł wniosek, że dzieło Millarde’a było tym, którego sukces napawał hollywoodzkiego barona najprawdziwszą dumą. To on wpadł bowiem na pomysł przeniesienia na ekran liryki – co wszak nie jest znowuż takie powszechne – która korespondowała ze sposobem, w jaki postrzegał świat. I choć pod koniec dekady film zaczął przykrywać pył, z badań studia wynika, że tuż po jego premierze ponad pięć tysięcy osób zostało zabranych z ośrodków scharakteryzowanych przez Carletona i wróciło pod opiekę potomstwa.

Wszedłszy w erę dźwiękową, władze Foxa postanowiły ponownie sięgnąć po historię, zlecając Henry’emu Kingowi [więcej o jego karierze można przeczytać w analizie westernu „Jim Ringo” z 1950 roku], wyreżyserowanie „Odtrąconej” (1931). Nowa, audialna wersja nie spełniła jednak oczekiwań potentata – doświadczająca skutków ekonomicznej depresji publiczność pogardziła tematem, od przypowieści sentymentalnych woląc te gangsterskie. Film odłożono na półki, z których po latach wyruszył w dalszą podróż – w 1945 roku, gdy Półwysep Koreański podzielono wzdłuż trzydziestego ósmego równoleżnika, „Odtrącona” trafiła do jankeskiej strefy wpływów, inspirując tamtejszych twórców do realizacji szeregu obrazów czerpiących z tejże anegdoty.

Wieś na północy stanu Nowy Jork. Dźwigająca na swych barkach całe gospodarstwo pani Shelby (znana z występów u Davida Warka Griffitha i debiutująca w kinie mówionym Mae Marsh, tu w swej pierwszej roli od 1925 roku) budzi czworo dzieci do szkoły. Poranna kłótnia dziatwy doprowadza do szewskiej pasji bezrobotnego ojca (James Kirkwood), który karze ją mocnymi klapsami. Na lekcji Johnny (Tommy Conlon) podpada nauczycielce, za co ta – ku uciesze lizusowskiego brata Isaaca (Joe Hachey) – wymierza mu razy. W domu pan Shelby, zgodnie z narzuconymi zasadami, poprawia po belferce, chłoszcząc chłopca do czerwoności, by następnie, jak gdyby nigdy nic, przymilać się do steranej krawiectwem małżonki.

Lata mijają. Dorosła już czeladka zjeżdża się do klanowej posiadłości na Boże Narodzenie. Johnny (grany teraz przez Jamesa Dunna) przedstawia staruszkom narzeczoną Isabelle (Sally Eilers). Isaac (Olin Howland) przybywa z żoną Minnie (Eula Guy). Zadłużony pan Shelby, chcąc wykaraskać się z kłopotów, przemyca alkohol. Johnny, nakrywszy tatę na nielegalnym procederze, odsyła go do domu, by na własną rękę zamknąć sprawę. Zostaje aresztowany i – wziąwszy winę na siebie – ląduje za kratkami. W trakcie odsiadki jego dręczony wyrzutami sumienia ojciec umiera. Johnny wychodzi za dobre sprawowanie i wyjeżdża za pracą na Alaskę. Wszystkie zarobione pieniądze transferuje Isaacowi, wierząc, że ten troszczy się o matulę. Nic z tych rzeczy. Świętoszkowaty mężczyzna najpierw każe kobiecie sprzedać chałupę, a potem odsyła ją do rodzeństwa, lecz ani Thomas (Edward Crandall), ani Susan (Joan Peers) jej nie chcą. Pani Shelby ląduje w przytułku dla ubogich. Uchodzący za zaginionego Johnny wraca do wioski i nie ukrywa wściekłości. Wywleka Isaaca na środek ulicy i pierze go na kwaśne jabłko. Byłby go zabił, gdyby nie interwencja Isabelle. Syn odnajduje wreszcie matkę i na rękach wynosi ją ze schroniska, by wraz z przyszłą żoną dać jej dach nad głową.

„Odtrąconą” Kinga ogląda się z zapartym tchem, choć to przecież kino małe, nawet jeśli dynamicznie skomponowane (vide: ekspresjonistyczne kadrowanie pani Shelby rozpaczającej na wieść o losie Johnny’ego), czerpiące ze starotestamentowych opowieści (od walki Kaina i Abla po cierpienia Hioba), w związku z czym blisko mu – także ze względu na wigilijne konotacje – do znakomitych „Grzechów naszych dzieci” (reż. Sam Wood, 1930). Pani Shelby kreślona jest tu na cudowną matriarchinię, z oddaniem doglądającą potomstwa (chodzi nie tylko o tak jawne przykłady jak mycie pociech za uszami czy tulenie ich do snu, ale również o sceny znacznie subtelniejsze, jak choćby ta, w której kobieta szyje po nocach, by utrzymać familię, zastanawiając się jednocześnie – poprzez wczesne użycie narracji ponadkadrowej w formie monologu wewnętrznego – nad tym, jak związać koniec z końcem). Johnny z kolei – ten sam, który w przeszłości uchodził za czarną owcę – jawi się tu jako syn najporządniejszy, niemal marnotrawny, ten gotów ponieść karę za błędy bijącego go niegdyś ojca, ten skory do ulżenia matce w bólu i uczynienia jej szczęśliwą. „Czyż życie nie jest wspaniałe?” – pyta retorycznie pani Shelby w finale. Na pewno film ten jest wspaniały.

Plakat filmu "Odtrącona" (reż. Henry King, 1931)

Odtrącona (1931)

Over the Hill

FOX FILM CORPORATION ● Reżyseria: Henry King ● Scenariusz: Tom Barry i Jules Furthman ● Wykonawcy: Mae Marsh, James Kirkwood, James Dunn, Sally Eilers, Olin Howland, Eula Guy, Joan Peers, William Pawley, Edward Crandall, Claire Maynard, Joe Hachey, Tommy Conlon, Julius Molnar i Marilyn Harris.

📅 29 listopada 1931 roku ● 89 minut