Król tropików

Urodzony w 1883 roku w Denver w stanie Kolorado Douglas Fairbanks miał przed sobą ostatnie chwile nastoletniości, gdy – przeniósłszy się z rodziną do Nowego Jorku – zadebiutował na Broadwayu. Pod koniec pierwszej dekady XX wieku był już tak popularny, że mógł myśleć o rozwinięciu skrzydeł w raczkującym przemyśle kinematograficznym. Na podbój Fabryki Snów ruszył w 1915 roku, do Hollywood biorąc żonę Annę Beth Sully i sześcioletniego syna Juniora. Po kilku miesiącach spędzonych w branży należał do najbardziej rozchwytywanych i najlepiej opłacanych aktorów, co pozwoliło mu na uruchomienie własnej firmy produkcyjnej. Poznawszy Mary Pickford, zadurzył się w niej, podobnie zresztą jak cały kraj. W 1919 roku – wraz z nią oraz Charliem Chaplinem i Davidem Warkiem Griffithem – założył United Artists, jednostkę mającą dystrybuować realizowane przez nich filmy. Rozwiódłszy się z żoną, w 1920 poślubił Ukochaną Ameryki, co tylko przysporzyło mu sympatii widowni. Ich związek był na ustach wszystkich – takiego zainteresowania relacją dwojga ludzi świat jeszcze nie widział.

Fairbanks sprawował pełną kontrolę nad utworami, w jakich grał. U zarania lat dwudziestych zaczął pojawiać się w cieszących się ogromną popularnością filmach przygodowo-kostiumowych, kreśląc przed kamerą swój ikoniczny wizerunek, czyli mężczyzny młodego, energicznego, zdolnego do wykonywania nawet najtrudniejszych akrobacji, obdarowującego ekranowe partnerki i publiczność szerokim uśmiechem, no i wykazującego się moralną odwagą. Ot, ucieleśnienie idealnego Jankesa. Najpierw był „Znak Zorro” (reż. Fred Niblo, 1920), a potem takie przeboje jak „Trzej muszkieterowie” (reż. Fred Niblo, 1921), „Robin Hood” (reż. Allan Dwan, 1922), „Złodziej z Bagdadu” (reż. Raoul Walsh, 1924), „Czarny pirat” (reż. Albert Parker, 1926) i „Żelazna maska” (reż. Allan Dwan, 1929). Został prezesem zainicjowanej w 1927 roku Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej. Stał się żywą legendą. Traktowano go jak boga, podczas gdy on zmagał się z takimi samymi problemami jak zwykli śmiertelnicy.

W tym samym mniej więcej momencie, w którym zapanował „szał talkiesowy”, królewska para Hollywood mierzyła się z małżeńskimi kłopotami. Niedogadujący się ze sobą Fairbanks i Pickford postanowili wziąć udział w jedynym, jak się później okazało, wspólnym filmie, a mianowicie „Poskromieniu złośnicy” (reż. Sam Taylor, 1929). Pierwsze dźwiękowe podejście do Williama Szekspira, a zarazem mówiony debiut Fairbanksa był klęską na całej linii. Na domiar złego bożyszcze tłumów wdało się w romans z brytyjską lwicą salonową Lady Ashley, który doprowadził do separacji z Pickford. Zanim najgorętszy duet epoki rozstał się na dobre w 1936, Fairbanks, którego notowania spadały, próbował odnaleźć się w kinie spod znaku Wielkiego Gaduły, występując w średnio udanym filmie „W pogoni za księżycem” (reż. Edmund Goulding, 1930), po czym zrobił sobie dwuletnią przerwę od aktorstwa. Wrócił w 1932 roku, przypominając się publiczności jednym z najgorszych dzieł sezonu, a mianowicie „Nowoczesnym Robinsonem”, powstałym według jego pomysłu, wyprodukowanym w należącej doń wytwórni Elton, wyreżyserowanym przez doświadczonego przeciętniaka A. Edwarda Sutherlanda i dystrybuowanym przez United Artists.

Anegdota to istne banialuki, ale z kronikarskiego obowiązku należy ją przytoczyć. Oto w trakcie podróży po Morzach Południowych Steve Drexel (Fairbanks) zakłada się z kumplami, że przetrwa na bezludnej wyspie wyposażony wyłącznie w szczoteczkę do zębów. Jako rzecze, tak czyni. Chłop wyskakuje za burtę – a za nim jego pies – i urządza się na maleńkim skrawku lądu, niemal natychmiast zjednując sobie przychylność małpy, papugi i żółwia, zwierząt, które pracują na jego sukces. Ponieważ Steve był w dzieciństwie harcerzem, jak po maśle idzie mu budowa kolejnych inżynieryjnych cudów ułatwiających funkcjonowanie w tropikach (łącznie z radiem!). Zadomowiwszy się na rogu Park Avenue i 52 Ulicy, jak określa swój podzwrotnikowy adres, wpada na dziewczynę, którą nazywa – chcąc nawiązać do powieści Daniela Defoe – Sobótką (Maria Alba). Kobieta, uciekłszy przed aranżowanym mariażem z sąsiedniej wioski – niczym bohaterka „Rajskiego ptaka” (reż. King Vidor, 1932) – zakochuje się w Drexelu, i to z wzajemnością. Współplemieńcy przybywają odbić niewiastę, lecz Steve odpiera ich atak oraz, rzecz jasna, wygrywa zakład. Nowoczesny Robinson zabiera Sobótkę na pokład statku i czyni z niej gwiazdę rewii Ziegfelda (podobnie skądinąd potoczyły się losy Reri, która zagrała w „Tabu” Friedricha Wilhelma Murnaua z 1931 roku).

Zbliżający się do pięćdziesiątki Fairbanks był w swoim żywiole, szczerząc zęby i wykonując fikołki, ale awanturniczy utwór Sutherlanda to kompletna bzdura. Całość woła o pomstę do nieba zarówno na poziomie fabularnym, jak i technicznym. I choć na łamach polskiej prasy międzywojennej donoszono, że to „film pogodny, zrobiony ze swadą, humorem i temperamentem”, nie sposób dziś zgodzić się z tą pozytywną opinią. Oto największy artysta świata, jak określano Fairbanksa nad Wisłą, nakręciwszy finałowy hollywoodzki obraz, zaliczył ostateczny upadek. Nie uratowało go przygotowane w Anglii „Prywatne życie Don Juana” (reż. Alexander Korda, 1934). Gwiazdor zmarł 12 grudnia 1939 roku na zawał serca, zamykając jeden z najpiękniejszych rozdziałów w dziejach X muzy. Nie był staruszkiem. Miał zaledwie pięćdziesiąt sześć lat. Na celuloidzie pozostał Piotrusiem Panem.

Nowoczesny Robinson (1932)

Mr. Robinson Crusoe

Elton Productions ● Reżyseria: A. Edward Sutherland ● Scenariusz: Thomas J. Geraghty ● Wykonawcy: Douglas Fairbanks, William Farnum, Earle Browne i Maria Alba.

📅 17 września 1932 roku ● 76 minut