Chleb ich powszedni
Lem Tustine (Charles Farrell), syn farmera z Minnesoty, zostaje wysłany do Chicago, by tam sprzedać roczne plony. W mieście poznaje samotną kelnerkę o imieniu Kate (Mary Duncan); zakochuje się w niej, bierze ślub i zachęca do przeprowadzki do rodzinnego domu. Na wsi, wcale nie tak sielskiej i anielskiej, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, młoda kobieta odkrywa, że jej mąż jest wręcz terroryzowany przez swego ojca (David Torrence). Na domiar złego nestor rodu traktuje ją samą jak pospolitą i wyrachowaną naciągaczkę. Małżonkowie, chcąc, nie chcąc, oddalają się od siebie. W międzyczasie na farmę przybywa grupa zbereźników wynajętych do pomocy w żniwach. Nachalni faceci flirtują z Kate, co tylko zaognia i tak już patową sytuację. Jakby tego wszystkiego było mało, z północy nadciąga nawałnica, która może spowodować jeszcze większe spustoszenie.
Friedrich Wilhelm Murnau, niemiecki reżyser, autor horroru „Nosferatu – symfonia grozy” (1922), w Hollywood świeżo po zrealizowaniu wspaniałego „Wschodu słońca” (1927), biorąc się za kolejny film, miał nie tylko na pieńku z producentami ze studia Fox Film Corporation, ale stał ponadto przed zupełnie nowym wyzwaniem, jakim był przełom dźwiękowy (dla wielu ówczesnych twórców pokroju Murnaua transfer techniczny okazał się gwoździem do trumny). Skoro z ekranu płynęły już słowa, jakiekolwiek próby opierania się na planszach z napisami wydawały się zwyczajnie anachroniczne i nierentowne. W końcu więc zdecydowano się na nadanie całości innego, hybrydowego kształtu – pod nieobecność autora, zajętego już kolejnym utworem, zrobiono mówione dokrętki i zmieniono tytuł filmu z „Po zachodzie słońca” na „Miejską dziewczynę” (1930). Pech sprawił, że dzieło i tak przepadło. Odrestaurowano je po kilku dekadach – materiał, który można oglądać współcześnie jest zatem efektem pewnego kompromisu. Trudno bowiem jednoznacznie stwierdzić, za co konkretnie odpowiadał sam Murnau, a za co przejmujący po nim schedę A. F. Erickson. Niemniej – nawet jeśli praca kamery nie jest tu tak spektakularna jak w powstałym w Republice Weimarskiej „Portierze z hotelu Atlantic” (1924) – ostatnie sekwencje dosłownie zapierają dech w piersiach.
Inaczej niż we wspomnianym „Wschodzie słońca”, gdzie przychodzące z miasta zło infekowało wieś, tu nosicielami tego pierwiastka są chłopi, na czele z zachowującymi się jak wygłodniałe samce parobkami oraz, co istotniejsze, nieprzejednanym ojcem głównego bohatera. Pan Tustine, człowiek, w którego żyłach płynie szkocka krew, czyniąca zeń stereotypowego chytrusa, karci pierworodnego za to, że temu nie udało się wynegocjować wyższej stawki za buszel zboża (warto przy okazji pamiętać, że choć film oddano do produkcji przed Czarnym Czwartkiem, to już wtedy – latem 1928 roku – ceny produktów rolnych załamywały się, co zresztą po krachu na giełdzie uczyni z farmerów jedną z najbardziej dotkniętych kryzysem grup w USA). Może i matka chłopaka, grana przez Edith Yorke, dobrze go wychowała (młodzian modli się i sprząta po sobie nawet w barze) i wita synową z otwartymi ramionami, to zdanie ojca jest tu wiążące, a ten ani myśli, by zaakceptować wybrankę Lema (do tego wręcz stopnia, że pomiędzy Kate a panem Tustine’em dochodzi do ostrej szarpaniny).
Tytułowa miejska dziewczyna jest nie tylko czysta, ale i dobra. Jakim więc rozczarowaniem musi być przyjazd na prowincję, o którym zawsze marzyła. „Myślałam, że wieś jest niewinna, a tutejsi mężczyźni przyzwoici” – stwierdza ze smutkiem, mierząc się z zalotami i szantażami istnych szerszeni. Może lepsze jednak były substytuty, które trzymała w swoim mieszkaniu: roślinka w doniczce czy mechaniczny ptaszek w klatce. Zimny prysznic nie przychodzi bynajmniej od razu – zaraz po wyjeździe z metropolii bohaterowie oddają się swawolnym igraszkom w pszenicy, a moment ten pozwala wierzyć, iż to rzeczywiście może być kraina wiecznej szczęśliwości. Zostaje to zresztą potwierdzone w pojednawczym finale, zmontowanym wprost pierwszorzędnie.
Przedostatni w karierze Murnaua film to dojrzałe emocjonalnie nieme dzieło, wypełnione postaciami z krwi i kości oraz głęboką symboliką. Dobrym tego przykładem jest stosunek ludzi do chleba: na wsi traktuje się go z szacunkiem, przed zjedzeniem należy go pobłogosławić, z kolei w mieście jest go tak dużo, że maszyna hurtowo wyrzuca z siebie kolejne kromki dla wygłodniałych gości w śniadaniowni. Żeby upiec bochenek, trzeba wcześniej zebrać zboże – trudno o piękniej sfilmowany proces żniw w całej historii kina.
Miejska dziewczyna (1930)
City Girl
FOX FILM CORPORATION ● Reżyseria: Friedrich Wilhelm Murnau ● Scenariusz: Marion Orth i Berthold Viertel ● Wykonawcy: Charles Farrell, Mary Duncan, David Torrence i Edith Yorke.
📅 16 lutego 1930 roku ● 88 minut