Pociąg do szczęścia

„Kobiety bez przyszłości” (1931) Clarence’a Browna to trzeci z siedmiu wspólnych filmów Joan Crawford i Clarka Gable’a – a zarazem pierwszy czyniący z nich równorzędną ekranową parę (i to pomimo faktu, że to jej nazwisko znajduje się w czołówce nad tytułem) – którzy prawdopodobnie już na tym etapie byli kochankami. Ich romans stanowił tajemnicę poliszynela w Hollywood – wszak ona była żoną Douglasa Fairbanksa Jr., zaś on mężem starszej o siedemnaście lat Rii Langham. Oboje tkwili w nieszczęśliwych związkach, ale zdaniem Louisa B. Mayera dużo większym nieszczęściem byłoby, gdyby prawda o nawiązaniu intymnej relacji wyszła na jaw, gdyż mogłoby to pogrzebać ich dobrze zapowiadające się kariery. Szef wytwórni MGM nakazał im zaprzestać schadzek, co też oni – przynajmniej oficjalnie – uczynili. Zanim to nastąpiło, Brown – jak wynika z autobiografii Crawford – bezbłędnie rozpoznał magnetyczne przyciąganie pomiędzy nimi i nie zawahał się wykorzystać tej wiedzy na planie („Kończyliśmy scenę, a emocje wcale nie stygły” – zapisała aktorka), czyniąc z nich jeden z najgorętszych duetów brudnej dekady.

Marian Martin (Crawford), małomiasteczkowa pracownica fabryki kartonów, nie wyobrażając sobie przyszłości z zabiegającym o jej względy nudziarzem Alem Manningiem (Wallace Ford), wyjeżdża do Nowego Jorku, by tam usidlić mężczyznę z grubym portfelem. Tak wpada na Marka Whitneya (Gable), prawnika z politycznymi ambicjami, i zostaje jego utrzymanką. Lata mijają, a Marian wspina się na sam szczyt manhattańskiej socjety, udając przed wszystkimi, że jest rozwódką z wysokimi alimentami. Mark, który już raz sparzył się małżeństwem, nie ma zamiaru ponownie wchodzić do tej samej rzeki. Choć oboje darzą się ogromnym uczuciem, egzystują w zasadzie osobno. Niespodziewanie w metropolii zjawia się Al, teraz człowiek sukcesu, który, myśląc, że Marian nikogo nie ma, oświadcza się jej. Whitney startuje w wyścigu o fotel gubernatora. Doradcy zauważają, że układ z Marian zaprzepaści jego szanse na elekcję, lecz on nie ma żadnych obaw – pewien jest bowiem, że jednak poślubi kobietę, i to jeszcze przed rozpoczęciem kampanii. Ona tymczasem, by nie dawać jego wrogom pretekstu do ataku, zrywa z nim. Okłamuje go, że kocha Ala. Manning zaś, zdemaskowawszy jej oblicze, gardzi nią. W trakcie wiecu wyborczego oponenci Marka organizują nagonkę na niego i Marian, a ona – obecna tego wieczoru na sali – ponownie staje w obronie jego i swojej. Whitney, nie chcąc egzystować na świecie bez niej, wyznaje jej miłość: „Jeśli wygram, to z tobą, a jeśli przegram, to też z tobą”.

Film Browna – oparty na sztuce „The Mirage” Edwarda Selwyna, reżysera, co warte odnotowania, omawianej tu „Wojennej pielęgniarki” (1930) – to niemal modelowy obraz studia MGM wczesnych lat trzydziestych, z tą jednak różnicą, że w tym przypadku, w przeciwieństwie choćby do „Zuzanny Lenox” (reż. Robert Z. Leonard, 1931), szczęśliwe zakończenie wcale nie jest pozorne, a jak najbardziej prawdziwe. Historia kobiety, która – zobaczywszy w przejeżdżającym przez jej mieścinę pociągu, jak żyje druga połowa, i wziąwszy pierwszego łyka szampana – postanawia zawalczyć o swe szczęście, (nawet nie ukrywając, że wiąże się ono ze znalezieniem nadzianego sponsora), by następnie, jak na cierpiętnicę spod znaku ryczącego lwa przystało, zrezygnować zeń dla dobra mężczyzny.

Zapytana na początku, po co przyjechała do Wielkiego Jabłka, odpowiada – ubrana w dość pospolity kostium charakterystyczny dla dziewcząt z klasy robotniczej – że zrobiła to dla siebie. Jakże zmienia się zatem jej optyka bliżej finału, kiedy to – przyodziana już w szykowną kreację odsłaniającą ramiona i dekolt – wypuszcza z rąk to, co osiągnęła, i robi to z myślą o kimś, kogo kocha. Sęk w tym, że Mark – co znamienne – nigdy nie oczekiwał od Marian aż takiego poświęcenia. Wręcz przeciwnie, on sam był gotów porzucić marzenia o politycznych awansach w zamian za możliwość spędzenia reszty swych dni u boku umiłowanej. Cóż za nieporozumienie. Jakby tego było mało, Whitney – nietypowo interpretowany przez Gable’a, wówczas grającego zwykle silnie nabuzowanych maczo i agresorów – nie unosi się dumą w scenie, w której przeprasza Marian za to, że przysporzył jej tyle bólu, będąc tchórzem obawiającym się ponownego ożenku.

„Kobiety bez przyszłości” to utwór, który mógł się podobać na wczesnym etapie Wielkiego Kryzysu, zwłaszcza żeńskiej części publiczności. Oto bohaterka, nie mając wszak nic do stracenia (no, może z wyjątkiem reputacji), chwyta byka za rogi, wierząc, że zaprawdę istnieją tylko dwa rodzaje ludzi: ci podróżujący pociągiem oraz ci, którzy stoją bezczynnie na peronie. Marian wie, że musi wsiąść na pokład. Gdy w pewnym momencie windziarz chce się od niej dowiedzieć, czy jedzie na dół, ona udziela mu stanowczej informacji: „Nie!”. Decyzja podjęta. „Żałujesz czegoś?” – drąży Mark. „Rzuciłam szkołę w wieku dwunastu lat. Nawet nie potrafię przeliterować słowa «żal»” – odpowiada Marian, która koniec końców zdobywa i miłość, i pieniądze, wychodząc z chaosu z honorem.

Plakat filmu "Kobiety bez przyszłości" (reż. Clarence Brown, 1931)

Kobiety bez przyszłości (1931)

Possessed

MGM ● Reżyseria: Clarence Brown ● Scenariusz: Lenore Coffee ● Wykonawcy: Joan Crawford, Clark Gable, Wallace Ford, Richard ‘Skeets’ Gallagher, Frank Conroy, Marjorie White, John Miljan i Clara Blandick.

📅 21 listopada 1931 roku ● 76 minut