Kumpela Ameryki
Kelnerka Mary Evans (Constance Bennett) fantazjuje o aktorstwie. Podczas nocki poznaje reżysera Maxa Careya (Lowell Sherman), który – kompletnie pijany – zabiera ją na premierę swojego najnowszego filmu. Obiecawszy Mary test ekranowy, zaprasza ją do studia. Kobieta wypada przed kamerą okropnie. Ćwiczy i ćwiczy, aż wreszcie dochodzi do perfekcji. Dostawszy dodatkową szansę, wykorzystuje ją i podpisuje kontrakt z producentem Juliusem Saxe’em (Gregory Ratoff), a zaraz potem zdobywa sławę. Osiągnąwszy sukces, poślubia milionera Lonny’ego Bordena (Neil Hamilton). Max z kolei coraz bardziej się stacza. Niepotrafiący odnaleźć się w świecie show-biznesu Lonny opuszcza żonę. Po sfinalizowaniu rozwodu Mary odkrywa, że jest w ciąży. Rodzi dziecko i opiekuje się nie tylko nim, ale również Careyem, którego przygarnia pod swój dach. Reżyser, nie mogąc znieść samego siebie i nie chcąc ciągnąć Mary na dno, popełnia samobójstwo. Evans, atakowana ze wszystkich stron przez nieludzkie media, ucieka z synem do Paryża, gdzie odnajduje ją Lonny. Para godzi się i pobiera ponownie.
Jeśli niniejsza anegdota brzmi znajomo, to dlatego, że była wielokrotnie parafrazowana w szeregu filmów zatytułowanych „Narodziny gwiazdy”. Można śmiało przyjąć, że nie byłoby ani wersji Bradleya Coopera (2018), ani Franka Piersona (1976), gdyby nie „Kariera kelnerki” (1932) George’a Cukora. Reżyser opuścił Paramount i przeniósł się do RKO, gdzie jedną z najważniejszych funkcji producenckich piastował David O. Selznick. Panowie w mig się polubili. Łączyły ich nie tylko żydowskie korzenie, ale też tożsame poczucie humoru, stosunek do pracy, a nawet – co ciekawe – podobieństwo fizyczne. Pasowali do siebie jak ulał. Selznick był odpowiednim producentem dla Cukora, zaś Cukor był idealnym reżyserem dla Selznicka. Ich pierwszym wspólnym projektem była właśnie „Kariera kelnerki”. Selznick rozwijał projekt wespół z Adelą Rogers St. John, jeszcze zanim w RKO pojawił się Cukor. Pisarka oparła historię na losach kilkorga figur z branży, w tym między innymi Colleen Moore i jej męża Johna McCormicka, ale także Johna Barrymore’a, Marshalla Neilana oraz samego Lowella Shermana, aktora i reżysera, który wcielił się tu w główną rolę męską. Wszystkich tych panów łączyło uzależnienie od alkoholu.
Selznickowi, który na Fabrykę Snów patrzył tak z romantycznej, jak i krytycznej perspektywy, marzyła się opowieść o Tinseltown będącym miastem, w którym równie łatwo można spełnić Amerykański Sen, jak i runąć z piedestału. Te postawy wyrażają Mary i Max. Ona, dziewczyna z nizin, dotąd znająca Hollywood z namiętnie czytanych magazynów, zostaje odkryta przez niego, twórcę najlepsze lata mającego za sobą. Kiedy Mary wdrapuje się na szczyt, Max zeń spada, zupełnie tak, jakby nie było na nim miejsca dla nich dwojga; jakby w tym specyficznym ekosystemie musiała zostać zachowana jakaś równowaga. Jedna gwiazda gaśnie, by druga mogła świecić. Gdy jedna się rodzi, druga umiera.
W tym świecie wszyscy chcą być sławni. „Dlaczego nie grasz w filmach, kochaniutka?” – pyta kobieta obsługiwana przez Mary. „Sama się nad tym zastanawiam” – odpowiada panna Evans z rozgoryczeniem, świadoma tego, że każde wyjście do roboty w lokalu należącym do popularnej wówczas sieci restauracji Brown Derby, będącej synonimem Hollywood ery klasycznej, to w istocie casting do filmu i potencjalna przepustka do wielkości. Kwiaciarka, której cały asortyment wykupuje Max, krzyczy za nim: „Panie Carey, mogłabym być nową Marie Dressler!”. Pewnie i by mogła, lecz ani ona, ani Mary, ani żadna z dziewcząt chcących przejść przez słynne studyjne wrota, nie myśli o konsekwencjach, o cenie – czy raczej haraczu? – jaką płaci się za bycie częścią parnasu X muzy (vide: oryginalny tytuł).
A ta jest ogromna. I nie chodzi bynajmniej wyłącznie o fakt, iż tak łatwo tu o upadek, o uzależnienie się od używek (od gorzały po popularną benzedrynę, pochodną amfetaminy, którą szprycowano personel, byle jak najdłużej wytrzymał na nogach), czego dobrym przykładem są, rzecz jasna, losy Careya. Sukces trzeba ponadto okupić rezygnacją z prywatności. Gdy Mary i Lonnie biorą ślub, producent sprzedaje prawa do jego zrelacjonowania mediom, co kończy się szturmem dzikiego tłumu na pannę młodą. O niesnaskach pomiędzy nowożeńcami na bieżąco informują brukowce. Taki stan rzeczy nie podoba się szczególnie Lonniemu, który ostatecznie odchodzi, zgodnie zresztą z mądrością Maxa („Nie przetrwa ani małżeństwo gwiazdy filmowej, ani moja wątroba”). Kiedy Mary rodzi syna (zdaniem producenta – potencjalnego widza), chce go uchronić przed pismakami. Na próżno. Samobójstwo Maxa – uchwycone najpierw w serii krótkich ujęć, a następnie przy użyciu zdjęć zwolnionych – sprawia, że Mary i jej rodzina zostają postawieni pod pręgierzem. „Tworzą cię, a potem cię łamią” – mówi Saxe.
Cukor i Selznick, owszem, pozwalają widowni spojrzeć za kulisy Hollywood, pokazując sposób, w jaki powstają filmy, lecz jednocześnie kierują obiektyw kamery na tę samą publiczność, czyniąc z niej złoczyńcę tej historii. Hollywood jest tu wulgarne, ale równie wulgarna jest gawiedź, która żywi się skandalami i bólem odczuwanym przez gwiazdy.
Przekaz ten miał swój ciąg dalszy. Selznick, opuściwszy RKO, wyprodukował „Narodziny gwiazdy” (reż. William A. Wellman, 1937), wzbudzając gniew dawnego pracodawcy. Jakby tego było mało, w 1954 roku Cukor zrealizował powtórkę filmu Wellmana.
Kariera kelnerki (1932)
What Price Hollywood?
RKO PICTURES ● Reżyseria: George Cukor ● Scenariusz: Jane Murfin i Ben Markson ● Wykonawcy: Constance Bennett, Lowell Sherman, Neil Hamilton, Gregory Ratoff i Louise Beavers.
📅 24 czerwca 1932 roku ● 88 minut