Rewolucja francuska

Lekarz André Bertier (Maurice Chevalier) jest po uszy zakochany w swej żonie Colette (Jeanette MacDonald). Błogość zakłóca pojawienie się Mitzi (Genevieve Tobin), zalotnej przyjaciółki doktorowej. Kobieta uwodzi André, zaś wybranka jego serca – nie widząc, co się święci – zachęca lubego do kontynuowania znajomości. Tymczasem profesor Olivier (Roland Young), mąż Mitzi i człowiek zmęczony jej zdradami, wynajmuje detektywa (Richard Carle) mającego dostarczyć dowodów na niewierność partnerki, które zagwarantują mu upragniony rozwód. Niechętny flirtowi André dokłada starań, by opędzić się od rozochoconej adoratorki, lecz jego wysiłki spalają na panewce – Colette zaczyna podejrzewać go o romans, ale nie z Mitzi, a z panną Martel (Josephine Dunn)!

Oburzony insynuacjami Bertier opuszcza dom i ląduje w sypialni odrzucanej przedtem kokietki. Gdy jest nieobecny, Adolph (Charles Ruggles), jego najlepszy kumpel, zaleca się do Colette. Całuje ją, zanim ta zdąży zaprotestować. André – przyparty do muru przez Oliviera, któremu detektyw zdał obszerną relację z najświeższych wydarzeń – wyznaje żonie prawdę. Colette uważa, iż to koniec ich związku, a na odchodne, chcąc odegrać się na cudzołożniku, wyjawia, że i ona zaliczyła minionej nocy skok w bok, co w pokrętny sposób potwierdza przybyły na miejsce Adolph. Skoro rachunki – przynajmniej teoretycznie – wyrównano, Bertierowie wybaczają sobie pozamałżeńskie przygody i wpadają w swe objęcia.

Ernst Lubitsch kończył traktat antywojenny „Człowiek, którego zabiłem” (1932), gdy George Cukor, zrobiwszy „Wielkomiejskie dziewczyny” (1931), dostał zielone światło od Paramountu na realizację „Jednej godziny z tobą” (1932), operetkę z pieprzykiem, której akcja toczy się – w domyśle, rzecz jasna – za kotarą buduaru. Całość powstała na podstawie niemej „Karuzeli małżeńskiej” (1924) – drugiego utworu wyreżyserowanego przez Lubitscha w USA – którą z kolei oparto na sztuce Lothara Schmidta „Nur ein Traum” (w Polsce, jako „Tylko sen”, wystawiła ją w 1920 roku krakowska Bagatela).

Wprawdzie studio oddelegowało Lubitscha wyłącznie do nadzorowania postępów w produkcji „Jednej godziny z tobą”, ale twórca, przeczytawszy scenariusz, wyrzucił go do kosza, by następnie napisać nowy skrypt wraz z Samsonem Raphaelsonem. Obserwując dłubaninę Cukora, z którego niezadowolony był też Chevalier, Lubitsch powoli przejmował stery nad przedsięwzięciem. Poskutkowało to tym, że to Ernst został uznany przez wytwórnię za nadrzędnego reżysera, zaś George – za jego asystenta (nie obyło się oczywiście bez kłótni, a nawet pozwu sądowego, w wyniku których – upraszczając co nieco – Cukorowi udało się rozwiązać kontrakt z Paramountem i przejść do RKO).

Nominowana do Oscara w głównej kategorii „Jedna godzina z tobą” to, jak często bywa w przypadku Lubitscha, kino na wskroś kontrowersyjne, które po zaostrzeniu cenzury w 1934 roku nie miałoby najmniejszych szans na wejście na ekrany. Reżyser, kreśląc niegrzeczną historię, drwi sobie z urzędników z Administracji Kodeksowej. Wszak to opowieść o nieuchronności zdrady. Choćby bowiem André zapierał się nogami i rękami – co przecież robi, czy to bez ogródek oświadczając Mitzi, że jest wiernym żonie tchórzem, czy to podmieniając leżące na stole winietki, byle nie siedzieć obok zalecającej się doń kobiety, czy to wreszcie idąc na spotkanie z panią Olivier jak na ścięcie – ostatecznie i tak przyprawia Colette rogi. Lubitsch nie tylko cynicznie sugeruje, że szczęśliwe związki nie istnieją, gdyż prędzej czy później któreś z małżonków dopuści się cudzołóstwa, ale również śmieje się z przekonania Bertierów o wyjątkowości ich relacji.

Trzy lata razem, a ogień płonie z taką siłą, jakby dopiero co go rozniecono. André i Colette są z siebie dumni, do tego stopnia, że śpiewają wspólnie przeuroczą piosenkę pod wiele mówiącym tytułem „What a Little Thing Like a Wedding Ring Can Do”. Ach, zaiste, ileż może obrączka! Nie trzeba się ukrywać czy obawiać nalotu policji obyczajowej (film otwiera zabawna sekwencja, w której żandarmeria kontroluje sytuację w paryskich parkach, wczesną wiosną szczególnie narażonych na fale obściskujących się nieślubnych kochanków). Można za to dostać apartament dla dwojga, a także randkować, nie grzesząc i nie łamiąc prawa. Cóż jednak z tego, że ich pożycie nie generuje żadnych problemów, skoro oparłszy stadło na miłości i seksie, Bertierowie zapominają o zaufaniu.

Fakt, że „Jedna godzina z tobą” jest aż tak zabawna, sprawia, że pod płaszczem żartów trudno dostrzec niemoralność zaszyfrowaną w przekazie. André, który – patrząc w obiektyw – tłumaczy się odbiorcy słowami, jakoby mogło się to przydarzyć każdemu mężczyźnie, nie ponosi w istocie żadnych konsekwencji. Czyżby Colette nie zdawała sobie sprawy z rangi jego przewinienia? „Kocham cię!” – krzyczy on. „Powiedz to mojemu prawnikowi” – rzuca ona, by zaraz potem wpakować do jednego worka stosunek odbyty przez André i jej najlepszą przyjaciółkę oraz pocałunek złożony jej przez Adolpha (kreowanego skądinąd na geja). Po co? Colette przeprasza męża i prosi o wybaczenie, choć niczego złego nie zrobiła. André zaś bawi się przednio, widząc kajania żony, mimo iż na sumieniu ma całkiem sporo. Taka to rewolucja francuska oczami Lubitscha.

Jedna godzina z tobą (1932)

One Hour with You

PARAMOUNT PICTURES ● Reżyseria: Ernst Lubitsch i George Cukor ● Scenariusz: Samson Raphaelson ● Wykonawcy: Maurice Chevalier, Jeanette MacDonald, Genevieve Tobin, Charles Ruggles, Roland Young, Josephine Dunn i Richard Carle.

📅 25 marca 1932 roku ● 80 minut