Muszkieterowie
W październiku 1931 roku dwudziestodziewięcioletni David O. Selznick, opuściwszy Paramount, został wiceprezesem do spraw produkcji w studiu RKO Pictures, które – na skutek zawirowań towarzyszących Wielkiemu Kryzysowi – szorowało dno, i to w przededniu zdobycia przez przedsiębiorstwo Oscara w głównej kategorii za „Cimarron” (1931) Wesleya Rugglesa (gala odbyła się 10 listopada 1931 roku). Selznick, przewidując ogromne straty finansowe, niemal natychmiast zaczął ciąć koszty, próbując równocześnie – poprzez osobisty nadzór nad projektami – podnieść rangę realizowanych pod jego auspicjami obrazów. Na pierwszy ogień poszła „Eskadra straceńców” (1932), wyreżyserowana przez George’a Archainbauda, który uprzednio zrobił dla RKO między innymi dwa omawiane tu utwory: „Wrobionych” oraz „Srebrną ławicę”, oba z 1930 roku.
Pomysłodawcą filmu, zatwierdzonego jeszcze przez Williama LeBarona, poprzednika Selznicka, był Dick Grace, autor książkowego pierwowzoru i zawodowy pilot, który służył w obu globalnych konfliktach zbrojnych, a w okresie międzywojennym pracował jako hollywoodzki kaskader specjalizujący się w kontrolowanym rozbijaniu samolotów. Nic zatem dziwnego, że anegdota opowiedziana przez Archainbauda – w równym stopniu odpowiedź na „Patrol bohaterów” (reż. Howard Hawks, 1930) i „Ostatni lot” (reż. William Dieterle, 1931), dzieła wydane przez Warner Bros. – skupia się na dwóch profesjach, którymi parał się Grace.
Piloci Gibby (Richard Dix; wówczas największy gwiazdor w RKO, a w czołówce i tak pod tytułem), Woody (Robert Armstrong) i Red (Joel McCrea), ostatnie niedobitki elitarnego dywizjonu bombowców, poprzysiągłszy sobie, że zawsze będą trzymać się razem, wracają do kraju. Na amerykańskiej ziemi nie czeka ich nic oprócz rozczarowań. Follette (Mary Astor; jej mąż – reżyser Kenneth Hawks, brat Howarda – zginął w katastrofie lotniczej), szalenie ambitna dziewczyna Gibby’ego, ma nowego chłopaka, który dzięki forsie jest w stanie rozkręcić jej aktorską karierę. Biznes prowadzony niegdyś przez Woody’ego, w trakcie jego nieobecności zarządzany nieudolnie przez wspólnika, upada. Firma zatrudniająca Reda, redukując część etatów, zmusza go do oddania swego stanowiska koledze, któremu właśnie urodziło się dziecko.
Lata mijają, a mężczyźni, wespół z mechanikiem Fritzem (Hugh Herbert), włóczą się po Stanach Zjednoczonych, aż docierają na Zachodnie Wybrzeże. Zahaczają się jako kaskaderzy w Fabryce Snów. Nabytymi w wojsku umiejętnościami popisują się na planie filmu Arthura von Fursta (Erich von Stroheim), tyrana w życiu zawodowym i prywatnym (jego żoną jest teraz – uwaga! – Follette). Gibby i Red zakochują się w Pest (Dorothy Jordan), siostrze niewylewającego za kołnierz Woody’ego, sceptycznie nastawionej do pomysłu ryzykowania życia w przestworzach. Von Furst, widząc, że Follette wciąż darzy uczuciem dawnego kochanka, uszkadza dwupłatowiec konkurenta. Do maszyny wsiada Woody, który ginie w wypadku. W wyniku szarpaniny Red zabija von Fursta. Gibby, kierując się lojalnością wobec kamratów, błogosławi Redowi i Pest, po czym odlatuje wraz z martwym ciałem reżysera i celowo rozbija się w wodzie, biorąc na siebie winę za śmierć von Fursta.
„Eskadra straceńców” bardzo brutalnie obchodzi się z powojenną Ameryką, wypunktowując bezduszność rządzących (co znamienne, film wszedł na ekrany, gdy w bezrobotnych i głodujących weteranach z tak zwanej Armii Bonifikaty – Bonus Army – wzbierał gniew, wyrażony ostatecznie latem 1932 roku w marszu na Waszyngton). Wbrew ich szumnym zapowiedziom, jakoby po powrocie do domu kombatanci mieli zastać wszystko tak, jak zostawili, rzeczywistość przełomu drugiej i trzeciej dekady XX wieku wygląda zgoła inaczej. Warunki są fatalne, a to rozpala frustrację. „Gdybyś tylko tu był…” – słyszą raz po raz Gibby, Woody i Red, na co jeden z nich odpala w końcu sarkastycznie: „Byłbym, gdybym nie miał kilku spraw do załatwienia we Francji”. Walczący z państwami centralnymi nie mają co liczyć na szacunek rodaków. Wręcz przeciwnie. Krajanie serwują im gorzkie powitanie. Jankescy żołnierze, którzy dopiero co toczyli boje w imieniu ententy, stoją w kolejkach po chleb lub – jak protagoniści – szukają szczęścia w Mieście Aniołów, tłukąc się pociągami towarowymi po kontynencie (znamienne w „Podróżach Sullivana” Prestona Sturgesa z 1941 roku McCrea wcielił się w przemierzającego spowitą mrokiem ekonomicznej depresji Amerykę trampa).
Sęk w tym, że Los Angeles nie różni się zbytnio od tego, co Gibby, Woody i Red doświadczyli w Europie. „Eskadra straceńców” to satyra na Hollywood, gdzie plany zdjęciowe przypominają pola bitewne. Za kamerą fikcyjnego filmu stoi tu człowiek despotyczny, dla idealnego ujęcia gotów zrobić wszystko, nawet zabić. Pochodzący z Prus von Furst ma dyktatorskie zapędy, a swastyka zdobiąca logo jego wytwórni każe go zestawić z Adolfem Hitlerem (wprawdzie utwór Archainbauda miał premierę dziesięć miesięcy przed dojściem nazistów do władzy, ale wszak w okresie, gdy brunatna siła coraz śmielej rozpychała się w Republice Weimarskiej). Wiele mówi fakt, iż gra go von Stroheim, który parodiuje tu (świadomie czy nieświadomie?) samego siebie – wszak on też zyskał opinię reżysera apodyktycznego. Tak czy siak, bohaterowie ponownie muszą zmierzyć się z niemieckim wrogiem, który dybie na ich wolność i zdrowie.
Choć krytyka była przychylna, a publiczność chętnie uczestniczyła w seansach, Selznick stracił na filmie. Nie zmienia to tego, iż jest to drugi w latach trzydziestych przykład – zaraz po „Cudotwórczyni” (1931) Franka Capry – wykonania gestu środkowym palcem, tym razem o przyjaznym zabarwieniu.
Eskadra straceńców (1932)
The Lost Squadron
RKO PICTURES ● Reżyseria: George Archainbaud ● Scenariusz: Wallace Smith ● Wykonawcy: Richard Dix, Mary Astor, Robert Armstrong, Dorothy Jordan, Joel McCrea, Erich von Stroheim, Hugh Herbert i Ralph Ince.
📅 12 marca 1932 roku ● 79 minut