Dynamit
Krnąbrna Nasa Springer (Clara Bow) sprawia tyle problemów, że tatko (Willard Robertson) wysyła ją za karę do szkoły z internatem. Pannica wychodzi za krezusa Lawrence’a Crosby’ego (Monroe Owsley), który wnet ją porzuca, gdyż żenił się, by zrobić na złość Sunny De Lane (Thelma Todd). Nasa rodzi dziecko. Wychowuje je samotnie w zapyziałej czynszówce, która płonie – wraz z niemowlęciem! – gdy ona, nieświadoma spadku odziedziczonego po dziadku, próbuje na ulicy zarobić na utrzymanie. Forsa umożliwia jej ustawienie się w życiu. Oddaje się doczesnym uciechom, gdy nadciąga wieść o tym, że jej matka (Estelle Taylor) umiera. Na łożu śmierci kobieta wyjawia, iż ojcem jej córki jest Indianin z plemienia Osagów, dawny kochanek – uwaga! – Ronasa (Weldon Heyburn). Nasa porzuca duże miasto na rzecz prowincjonalnego spokoju u boku Moonglowa (Gilbert Roland), przyjaciela z dzieciństwa oraz, tak jak ona, Metysa.
Zdaniem Czesława Michalskiego, autora „Pitavala filmowego”, urodzona w 1905 roku Clara Bow „nie była pięknością, lecz miała wiele nieuchwytnego wdzięku, dyskretnie przyprawionego seksem”. W wieku szesnastu lat wysłała swoje zdjęcie na konkurs fotogeniczności i wygrała. W nagrodę otrzymała rólkę kinową, a po niej kolejne, zwykle w niskobudżetowych utworach produkowanych przez działającego niezależnie B. P. Schulberga, który wkrótce potem – w roku 1925 – został szychą w wytwórni Paramount Pictures. Wtedy też nastąpił przełom w karierze Bow, którą moguł wziął ze sobą na pokład nowego studia. Pod jego egidą zrealizowano bodaj najbardziej znany obraz z udziałem aktorki, który uczynił z niej symbol zarówno seksu, jak i ery jazzu, flapperkę co się zowie: pełną wigoru, wyzwoloną, magnetyzującą. Mowa o filmie „Ona ma coś” (reż. Clarence G. Badger, 1927), dzięki któremu Bow okrzyknięto pierwszą w historii popkultury tak zwaną It Girl, czyli dziewczyną, która po prostu ma to coś, co wyróżnia ją na tle pozostałych kobiet.
Rosnąca popularność Bow sprawiła, że Schulberg obsadził ją w „Skrzydłach” (reż. William A. Wellman, 1929), które zdobyły Oscara w głównej kategorii na najwcześniejszej gali zorganizowanej przez Akademię. Sęk w tym, że jej notowania wnet zaczęły spadać, głównie za sprawą skandali, w jakie była zamieszana. Pal licho liczne romanse, za którymi brukowce i czytający je fani zwyczajnie nie nadążali. Jedna z afer zakończyła się upadkiem aktorki. Gdy jej osobista sekretarka Daisy DeVoe podzieliła się z pismakami najpikantniejszymi tajemnicami z życia chlebodawczyni (od nimfomańskich przygód miłosnych przez uzależnienie od alkoholu aż po liczne długi), Bow wniosła sprawę do sądu, oskarżając kobietę o szantaż oraz o sprzeniewierzenie pieniędzy i prywatnych dokumentów. Aktorka odniosła pyrrusowe zwycięstwo. Może i wyrok był dla niej korzystny – DeVoe dostała rok w zawieszeniu na pięć lat – ale w trakcie procesu na jaw wyszło tyle brudów na temat artystki, że opinia publiczna wprost zdębiała i zaczęła się od niej odwracać. Bow przepłaciła to wszystko załamaniem nerwowym. Wprawdzie wciąż grała, ale jej filmy nie cieszyły się już takim wzięciem jak kiedyś. O ile jeszcze pod koniec lat dwudziestych – za sprawą takich hitów jak choćby „Dzikie przyjęcie” Dorothy Arzner, „Karkołomne zakręty” Lothara Mendesa czy „Szalone serca” A. Edwarda Sutherlanda, wszystkich z 1929 roku – wciąż była na szczycie, o tyle w brudnej dekadzie jej pozycja osłabła, nawet jeśli „Świetna partia” i „Poskromienie flirciarki”, oba z 1930 roku i oba wyreżyserowane przez Franka Tuttle’a, sprzedały się całkiem nieźle.
Miała dwadzieścia pięć lat, gdy jej kariera była skończona, zwłaszcza że Paramount ledwo się trzymał (Schulberg próbował reanimować firmę, obsadzając na miejscu Bow Sylvię Sidney). Niemniej jednak – po przerwie od aktorstwa spędzonej w sanatoriach i na ranczu w Nevadzie – podpisała kontrakt z Fox Film Corporation, by wystąpić w dwóch filmach: „Dzikiej dziewczynie” (1932) Johna Francisa Dillona oraz „Hopla!” (1933) Franka Lloyda. Gdy o planach powstania tego pierwszego, opartego na kontrowersyjnej powieści Tiffany’ego Thayera, zdaniem kolegów po fachu będącego naczelnym pornografem epoki, dowiedziało się Biuro Haysa, cenzorzy nie kryli zaniepokojenia. Nic dziwnego, skoro to książka – a warto dodać, że Bow osobiście wybrała projekt – najeżona wątkami kazirodczymi, lesbijskimi i sadystycznymi. Oczywiście na próżno szukać ich w gotowym filmie (jest za to scena w gejowskim barze), ale już nieformalne związki, prostytucja czy nawet próba gwałtu są w nim obecne.
Wszystko to nie ma znaczenia w obliczu rasistowskiej w zasadzie wymowy filmu, choć całkiem dobrego, to jednak obarczonego skazą i powielającego stereotypy. Dlaczego Nasa – jak nie tylko sugeruje tytuł dzieła, ale i jej zachowanie (znamienne, że bohaterka paraduje tu bez stanika, co nawet w dobie przedkodeksowej zakrawało na przesadę) – jest dzika? Dlatego że w jej żyłach płynie indiańska krew. Kwestia jej rodowodu tłumaczy, co trzeba. Mało tego, dowiedziawszy się, kto tak naprawdę ją spłodził – widz wie to od samego początku – dociera do niej, że oto teraz może związać się z rdzennym mieszkańcem. Nie musi już szukać białego bubka pokroju Lawrence’a. Może bez żadnych przeszkód związać się ze swoim pobratymcem, na którego wcześniej nawet nie zwracała uwagi. Oto Hollywood w progresywnych rzekomo latach trzydziestych.
Dzika dziewczyna (1932)
Call Her Savage
FOX FILM CORPORATION ● Reżyseria: John Francis Dillon ● Scenariusz: Edwin J. Burke ● Wykonawcy: Clara Bow, Gilbert Roland, Thelma Todd, Monroe Owsley, Estelle Taylor, Weldon Heyburn i Willard Robertson.
📅 27 listopada 1932 roku ● 88 minut