Frywolne romanse
W 1899 roku londyńską scenę opanowała lekka komedia muzyczna pod tytułem „Florodora”. Zagrano ją ponad 450 razy, ale to i tak nic, bo gdy rok później widowisko autorstwa Owena Halla, zaakompaniowane przez Lesliego Stuarta, zadebiutowało na Broadwayu, odbyło się przeszło sto pokazów więcej. Nowy Jork był tak zauroczony śpiewającym i tańczącym sekstetem, że spektakl zdjęto z afisza dopiero w 1902 roku. Pamięć o dziewczynach przetrwała jednak dużo dłużej, choćby za sprawą szalenie wówczas popularnej Fanny Brice, która w 1920 roku wykonała utwór „I Was a Florodora Baby”, i to podczas występu Ziegfeld Follies.
Do rewii Florenza Ziegfelda Juniora, impresaria teatralnego słynącego z kosztownych, pełnych przepychu i bezczelnie eksponujących kobiecą urodę inscenizacji, trafiła w 1916 roku, a więc w wieku dziewiętnastu lat, niejaka Marion Davies. Tam wypatrzył ją magnat prasowy William Randolph Hearst. Podczas trwającego do jego śmierci w 1951 roku głośnego romansu, który – obok kilku innych kwestii – posłużył za kanwę dzieła „Obywatel Kane” (reż. Orson Welles, 1941), Hearst założył wytwórnię filmową Cosmopolitan Productions, by uczynić z kochanki światowego formatu gwiazdę ekranu.
Gdy Wielki Kryzys rozkręcał się na dobre, potentat medialny nie szczędził pieniędzy, by zaspokoić rozbuchane ego i nieco wybujałe ambicje. Po udziale w dwóch obrazach dźwiękowych, a więc „Marianne” (1929) Roberta Z. Leonarda i omawianej tu „Dulcynei” (1930) Kinga Vidora, przyszedł czas na powrót Davies niemal do korzeni oraz wykorzystanie nabytego na deskach doświadczenia. W ten sposób powstała komedia „Dziewczyna z Florodory” (1930)1, do reżyserii której zaangażowany został Harry Beaumont, dopiero co nominowany do Oscara twórca „Melodii Broadwayu” (1929), pierwszego w historii kina musicalu nagrodzonego statuetką Akademii w najważniejszej kategorii, i to podczas drugiej w dziejach gali.
Tancerka rewiowa Daisy Dell (urocza jak zwykle Davies) jako jedyna z zespole nie może usidlić faceta. Nie żeby jakoś szczególnie tego chciała, ale presja otoczenia jest naprawdę duża. Wszystkie koleżanki zdążyły już wyjść za mąż. Dla forsy. „Znasz jakiś lepszy powód?” – pyta któraś z nich. Pewnie, że Daisy zna lepszy powód. To miłość. Na tę jednak, jak przekonują roześmiane girlsy, nie ma czasu, w związku z czym inicjują spotkanie panienki Dell z przebogatym bawidamkiem Jackiem Vibartem (Lawrence Gray), o którego sercowych podbojach aż w okolicy huczy. Daisy wpada mu w oko, ale tak się nieprzyjemnie składa, że podczas wyścigów kawaler stawia na złego konia i traci cały majątek. Jego matka, chcąc ratować sytuację i zapewnić potomstwu życie na poziomie, aranżuje mu ślub z kobietą z zamożnej rodziny, z którą „biedna dziewczyna z klasy pracującej”, jak mówi o sobie Daisy, nie ma żadnych szans, tym bardziej, że zostaje wprost poproszona o usunięcie się w cień. Jack tymczasem rozwija intratny biznes, odzyskuje pieniądze, po czym porywa swą prawdziwą sympatię ze sceny.
Pełna naturalnego wdzięku Davies, ucieleśnienie epoki jazzu, z radością odnajduje się w roli uosabiającej zgoła inną erę, a mianowicie tak zwane frywolne lata dziewięćdziesiąte (XIX wieku, rzecz jasna). Dostaje nawet niespełna siedmiominutową sekwencję zrealizowaną w dwupasmowym Technicolorze, a nie ma wątpliwości, że barwne zdjęcia aktorki należą do naprawdę rzadkich kinowych widoków. Co znamienne i ociera się bodajże o paradoks, zdecydowanie najciekawiej wypada w sekwencji pantomimy, która dodaje do tej dźwiękowej komedii romantycznej niczym nieskrępowane lekkość oraz prostotę, trochę na zasadzie audiowizualnego kontrapunktu.
„Dziewczyna z Florodory”, przy całym swym anarchizującym niemal przesłaniu zakrawającym na zgrywę z burżuazji (sceny, w których główna bohaterka wchodzi na salony świadoma tego, jak bardzo nie przynależy do tych kręgów, są prawdziwie zabawne, zwłaszcza że ich echa – chodzi głównie o problemy z suknią – pojawią się w „Drapieżnym maleństwie” Howarda Hawksa z 1938 roku), a także przy próbie zerwania z wiktoriańską pruderią, okazała się kasową porażką, podobnie zresztą jak „Dulcynea”. Na domiar złego studio MGM, dystrybutor filmu, zostało pozwane przez Stuarta za naruszenie praw autorskich. Na nic się zdały te wspaniale improwizowane momenty kręcone na plaży Santa Monica, tuż przed domem należącym do Hearsta; domu – warto nadmienić – ze 118 pokojami.
Dziewczyna z Florodory (1930)1
The Florodora Girl
COSMOPOLITAN PRODUCTIONS ● Reżyseria: Harry Beaumont ● Scenariusz: Ralph Spence, Al Boasberg i Robert E. Hopkins ● Wykonawcy: Marion Davies, Lawrence Gray, Walter Catlett i Ilka Chase.
📅 31 maja 1930 roku ● 79 minut
1 Polski tytuł nadany przeze mnie na potrzeby niniejszego cyklu.